Infiniti Q50 2.0t
Wielkość ma znaczenie
Zalety Infiniti Q50 opisywałem już szeroko tu i tu. Przyszedł czas na update.
To jeden z najsensowniejszych kroków, jakie można było podjąć: trzecia wersja silnikowa małego Infiniti. Dziś nie ma już modelu średniej klasy (a i w wyższej trudno taki znaleźć), gdzie nie byłby dostępny nowoczesny, dwulitrowy silnik benzynowy turbo. W końcu wbrew pozorom nie ma aż tak wielu wielbicieli diesli, a nie każdy – nawet będąc dobrze sytuowanym człowiekiem – odczuwa imperatyw kategoryczny kupowania auta z wielką jednostką napędową. W dodatku dobrze sytuowani klienci niezależni od korporacji (a więc wybierający sobie samodzielnie auto) niechętnie patrzą na oferty, których jedynym wyborem jest „bierzesz lub nie”, gdzie nie ma alternatyw. Dlatego właśnie wprowadzono do palety Infiniti Q50 model z silnikiem 2.0t. Ma 211 KM i 350 Nm, więc z całą pewnością nie cierpi na niemoc. A że Q50 z tym silnikiem waży o dobre 150 kg mniej niż hybrydowa jego wersja, to i osiągi są co najmniej zadowalające.
Dwa dni jeżdżenia dowiodły ponad wszelką wątpliwość, że to trafiony krok, że to trafiona wersja. Dobra cena, świetne wyposażenie – m.in. seryjnie automatyczna 7-stopniowa skrzynia biegów – znakomicie wykonane i bardzo atrakcyjne auto… Same zalety.
Trzecie Q50 powstało podobnie jak drugie (diesel) dzięki aliansowi Nissana (czyli także Infiniti) oraz jego strategicznego partnera Renault z Mercedesem. Nowy silnik jest bowiem jednostką tą samą i taką samą jak w Mercedesach klasy C i E, gdzie odpowiednie wersje nazywają się C 250 i E 250. Identyczna jest również skrzynia biegów, także z Mercedesa. Dobry silnik, mocny już od niskich obrotów, całkiem oszczędny. Same zalety, powie każdy fan stuttgarckiej gwiazdy. Też jestem jej fanem, ale nie rozpłynę się w zachwytach. Podobnie jak jest z Q50 d, mercedesowski automat nie pasuje charakterem do Infiniti. Infiniti jest żywe jak srebro, całym sobą mówi, że jest zwinne i że uwielbia się tą cechą popisywać. Zaś skrzynię nazywającą się w Mercedesie 7G-Tronic nie za darmo vox populi określił „siedem-geriatronic”. Ona jest sama w sobie cudowna, ale tak leniwa i powolna, że faktycznie jazda z nią często przypomina spacer u boku zachowującego wciąż dobrą formę, ale jednak – pradziadka. Infiniti chwali się (i słusznie) wieloma osiągnięciami na polu elektroniki. Najwyraźniej inżynierowie tej marki potrafią czarować swobodne elektrony. Dlaczego jednak pozwala się im na taką magię w dziedzinie układu kierowniczego i hamulcowego (mistrzostwo świata!), a nie dopuszcza się ich do skrzyni? Przecież dla nich to by było z 15 minut pracy, by jej charakter dostosować do charakteru samochodu. Może zlikwidowaliby także przy okazji histeryczne reakcje skrzyni na silne wciśnięcie gazu – nie pozwala ona silnikowi na wykorzystanie momentu obrotowego, tylko od razu usiłuje wrzucić maksymalnie niski bieg. Problem w tym, że nie umie… W efekcie jeśli ktoś nie lubi jeździć jak emeryt w filmie „Pan Hulot i samochody” Jacquesa Tati, musi przełączyć elektronikę auta w tryb supersportowy, co niezbyt dobrze robi na komfort jazdy i operowania kierownicą.
I jeszcze jedno: akustycy wykonali fantastyczną robotę przy projektowaniu tego modelu. Dopuśćcież ich także pod maskę: niech opatulą jakoś ten silnik, bo równie dobrze pracuje, jak paskudnie brzmi.