BMW 428i Gran Coupe
Dziś piękność Twą w całej ozdobie…
Bezdyskusyjnie jedno z najbardziej urodziwych BMW, jakie stworzono. Nie aż tak obłędnie piękne, jak seria 6 Gran Coupe, ale z pewnością jest w czołówce. „Trójkę”, na której bazuje, przypomina równie mocno jak np. Weronika Rosati swego ojca. Dwa światy…
Ale nie tylko cudowna linia, jakże odległa od nudnej, konwencjonalnej sylwetki zwykłej serii 3, odróżnia ten model od jego bazy konstrukcyjnej. W „czwórce” Gran Coupe są też bezramkowe szyby w drzwiach, jak w prawdziwych autach coupe. Nie jestem w stanie wytłumaczyć fenomenu tego rozwiązania, ale drzwi z szybami bez ram postrzegam jako niebywale seksowne wyposażenie samochodu. Na szczęście najwyraźniej nie tylko ja – nie muszę więc się z tą swoją skłonnością ukrywać.
Na szczęście nie znajdziemy tu żadnych więcej cech coupe: auto ma 5 pełnowartościowych miejsc dostępnych za pośrednictwem 4 drzwi normalnej wielkości – z jednym tylko ustępstwem na rzecz coupe: wysokości (czy raczej niskości) przebiegu dachu. Nie jest to jednak uciążliwe. Nie trzeba też iść na żadne koncesje typowe w autach coupe jeśli chodzi o ładowność: BMW serii 4GC ma normalny bagażnik, w dodatku łatwo dostępny (łatwiej niż w zwykłej limuzynie), bo pod wielką klapą typu liftback. Seryjnie wyposażoną w elektryczne podnoszenie i opuszczanie, warto dodać. Warto też dodać, że za żadne pieniądze nie dostaniemy do tej klapy wycieraczki na ogromną szybę. Nawet Porsche w Panamerze i 911 przestało się przed tym bronić, więc może i BMW zostawmy trochę czasu.
Kabina – pomijając niższy przebieg dachu – jest właściwie identyczna jak w „trójce”, włączając w to bajecznie narysowany kokpit o funkcjonalności bliskiej ideału. Tylko „bliskiej ideału”, bo z niezrozumiałych powodów BMW zamieniło czas jakiś temu strony sterowników na kierownicy i regulator głośności audio jest teraz pod kciukiem prawej dłoni – która przecież i tak ciągle coś robi przy konsoli (biegi, iDrive etc.), więc ma dostęp do pokrętła. Zresztą i tak, by np. przełączyć na następne nagranie, trzeba sięgnąć do prawej strony panelu radioodtwarzacza, bo z kierownicy jest to skomplikowane (trzeba wywołać funkcję i dopiero przełączać).
Poza tym jednak – bosko! Kocham iDrive, szczególnie z gładzikiem, choć uczciwie się przyznaję, że gdy się pojawił, podchodziłem do niego jak pies do jeża. Notabene stosowane przez coraz więcej producentów gładziki na konsoli środkowej są dla mnie ostatecznym argumentem za tym, żeby te kilka krajów, w których jeździ się lewą stroną, przemyślało zmianę. Bo dla mnie – typowego praworęcznego – przerażająco trudne jest nawet obsługiwanie dźwigni zmiany biegów czy przycisków radia albo klimatyzacji lewą dłonią. Wciąż nie mogę uwierzyć, że nauczyłem się jeść nożem i widelcem… A pisanie palcem lewej ręki – w czasie jazdy i bez patrzenia – jest po prostu niemożliwe. Nie sądzę, żeby w Wielkiej Brytanii, Australii, Japonii czy Afryce Południowej procent leworęcznych był w populacji wyższy niż przeciętna światowa…
Moja „czwórka” miała napęd na cztery koła, który mnie rozczarował. W przeciwieństwie do „trójki”, nie poprawia on własności jezdnych auta – wręcz przeciwnie, wywołuje bardzo silną podsterowność, tak silną, że po prostu aż przeszkadza. Jeszcze większy problem miałem jednak z silnikiem: dwulitrowa jednostka turbo rozwija imponujące 245 KM i to rzeczywiście czuć. Niestety, czuć tylko po przełączeniu elektroniki i cudownej automatycznej skrzyni biegów w tryb Sport, a wówczas samochód życzy sobie po mieście ponad 15 l/100 km. Wiem, że Kamil Sokołowski ma na ten temat zupełnie inne zdanie, ale moja opinia znajduje potwierdzenie w wypowiedziach wielu innych dziennikarzy – a także prywatnych posiadaczy (użytkowników) BMW z tym napędem. Kamilllll, jesteś przegłosowany. Wtopa.
Houston, mamy problem… Najwyraźniej i komputerom zdarzają się dolegliwości nerwowe.
Gdyby to było poprzednie M3 z silnikiem 4.0 V8 i mocą 420 KM, nie zgłaszałbym zastrzeżeń. Ale to równo o połowę mniej cylindrów i pojemności! To chyba najlepszy argument, żeby wybrać diesla