https://www.youtube.com/watch?v=Z12lRX7BUAI&feature=youtu.be
Wielka poprawa, ale…
Lifting, który niczego nie psuje w wyglądzie pięknego auta, to rzecz godna pochwały. Jasne, po kilkugodzinnym porównywaniu dwóch modeli (przed i po liftingu) zmianę jakichś tam drobiazgów to nawet ja bym pewnie dostrzegł – ale nie dostrzegłem, dostrzegłem tylko, że Kadjar to bardzo atrakcyjne auto. Jak wszystkie aktualnie produkowane „renówki”.
Ale zmiany są dostrzegalne dla każdego – tyle że nie z zewnątrz. W kabinie po pierwsze, natychmiast widać, że zmieniono konsolę środkową (konkretnie część z multimediami i sterowanie klimatyzacją) – ale prawdziwa rewolucja to nagła, kwantowa zmiana jakościowa. Nawet jeśli niespecjalnie się pochylano nad materiałami (są po prostu ok), to chyba w fabryce zacytowano jedną z najlepszych mów motywacyjnych w historii świata, końcówkę przemówienia, jakie wygłosił niegdysiejszy Sekretarz Generalny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, Leonid Iljicz Breżniew wobec inżynierów rakiet kosmicznych i innych specjalistów, gdy się okazało, że „Amierikancy” mają już w fazie końcowych prób wahadłowiec kosmiczny, a ZSRR – nie. Najwyraźniej i Francuzi postanowili swym robotnikom dać subtelnie do zrozumienia, że albo montaż elementów kokpitu będzie na poziomie rywali, albo – jak to ujął L.I. Breżniew w 1973 r. „będziemy musieli was rozstrzelać”. Nie wiem, czy użyto rzeczywiście tej metody motywacji, ale to już kolejne auto tej marki, które po liftingu różni się od swego poprzednika przede wszystkim tym, że jego kokpit nie tylko się nie rozpada, ale nawet nie skrzypi. Ba! Robi wrażenie równie solidnego, jak w produktach „brata w koncernie”, Nissana!
Więc przebywanie w kabinie „nowego” (ze wszech miar!) Kadjara jest teraz bardzo miłe. Serio. Fotele są bardzo wygodne, pozycja za kierownicą poprawna, zegary czytelne, nowe sterowanie klimatyzacją nie tylko świetne funkcjonalnie, ale i po prostu piękne designersko… Gdybyż jeszcze system multimedialny był lepszy! Sam wyświetlacz – wyśmienity, mimo że mały. Menu – na siłę do przyjęcia, choć to nie mój romans. Za to współpraca ze smartfonem – beznadziejna. Fakt, że w żadnym modelu Renault jeszcze nie miałem takiego numeru, zawsze było prawidłowo – ale tu nie działało nic. Ani zestaw głośnomówiący, ani streaming muzyki (po każdorazowym uruchomieniu auta odtwarzanie zaczynało się nie tam, gdzie je zakończyłem, a… od samego początku alfabetycznego mojego zbioru muzycznego. Można dostać cholery.
Zawieszenie i układ kierowniczy są bardzo komfortowe, precyzyjne i nawet dość sportowe – póki jedziemy po gładkim asfalcie. Najmniejsza „pralka”, krótkie nierówności poprzeczne, zmieniają auto w grzechotkę, a kierowca ma wrażenie jazdy bieszczadzką „linijką”, wozem do ściągania drzew z gór: bez resorów, na drewnianych kołach. Nie wiem, co jest powodem takiej charakterystyki, ale tak nie powinno być.
Silnik i skrzynię dwusprzęgłową już tu opisywałem trzykrotnie: w Mercedesie klasy A, w Renault Capturze i Nissanie Qashqaiu. To turbodoładowany, 4-cylindrowy silnik o pojemności 1,3 l i mocy 160 KM (w Capturze: 150). Bardzo sprawny napęd, sprawna skrzynia z dobrym zestopniowaniem – szkoda, że spośród wszystkich użytkowników tylko Mercedes się postarał o kulturalne ruszanie z miejsca. Bo ten silnik podczas ruszania w uderzeniowy sposób dostarcza dużego momentu obrotowego tuż po chwili, kiedy w reakcji na gaz nie dzieje się nic – więc kierowca wciska prawy pedał mocniej i… I jedno z kół przednich (napęd jest tylko na przód, choć w ogóle istnieją wersje 4x4, ale nie w Unii) zaczyna buksować, bo w elektronice nie dopilnowano jednej linijki kodu, który by przyhamowywał koło, gdy traci przyczepność podczas zrywu z miejsca.
Razem: bardzo nierówny poziom – w filmie określiłem to jako charakter dwubiegunowy, od euforii po depresję. A tak doświadczona marka jak Renault potrafiłaby zrobić z Kadjara auto równie harmonijne, jak Qashqai… Gdyby tylko chciała.
Może konstruktorom też trzeba puścić nagranie towarzysza Breżniewa?