&feature=youtu.be
Too much of heaven…
Czyli mówiąc po polsku – przedobrzone. Po raz kolejny – w pełni akceptując ideę i ideologię samochodów typu plug-in – powtórzę, że to nie to. Wciąż nie to! Akumulatory się błyskawicznie opróżniają, bo ponieważ to plug-in, jeździ ile się da na samym prądzie. Ale akumulatorów nie ma tyle, co auto elektryczne, bo przecież to hybryda. Efekt to samochód, który zamiast wszystkich zalet obu światów (elektrycznego i spalinowego) ma wszystkie wady obu tych uniwersów. Użytkowany na paliwie, zużywa go koszmarne ilości, a jeżdżąc na prąd, ma żałosny zasięg i wymaga długotrwałego ładowania ze specjalnej ładowarki.
A mając takie cechy, samochód nigdy nie będzie dla mnie autem godnym pożądania. Ani jako Toyota Prius Plug-in, ani jako Volkswagen Golf/Passat GTE, ani jako BMW 530e, ani jako Range Rover Sport PHEV.
Może kiedy wreszcie doczekamy rewolucji akumulatorowej, gdy baterie będą się ładować równie szybko, jak trwa tankowanie paliwa, i będą zapewniać zasięgi porównywalne z autami zasilanymi paliwem. Wówczas Plug-in Hybrid będzie idealnym rozwiązaniem.