https://www.youtube.com/watch?v=ZGrVes99Xaw&feature=youtu.be
Reklamacja uznana, klient zachwycony
Kiedy testowałem dla Was bazowe Porsche Cayenne Coupe, niewiele miałem do opowiedzenia poza tym, że jest to auto śliczne z zewnątrz (najładniejszy SUV ever) i absolutnie obłędnie skonfigurowane kolorystycznie i materiałowo w kabinie. Bo mimo poważnych przecież 340 KM z 3-litrowego V6 turbo pod maską i co najmniej przyzwoitych osiągów, ten samochód nie zrobił na mnie wrażenia. Prawdę mówiąc, żadnego wrażenia… Ot, modelka na zdjęciu w kolorowym pisemku, takim bez ograniczeń wiekowych. Nie zaiskrzyło, nie zatrzęsła się ziemia. W sumie, właściwie złożyłem reklamację, że tak nic a nic…
Wersja Turbo o iście obrzydliwym, czarnym kolorze i straszliwie, bezwzględnie poważnym, niemal karawanowym wnętrzu była odstręczająca estetycznie (pomijając równie piękną pupę, jak w tym pierwszym – w końcu to też Cayenne Coupe!), za to…
Ojooooj! Po przekręceniu kluczyka ta ponura, zblazowana modelka zmieniła się z pogrzebowego kiru rzuconego na asfalt parkingu w Grace Jones w roli śmiertelnie niebezpiecznej i diabelnie seksownej Zuli w „Conanie Niszczycielu”. Gotowa rzucić się facetowi do gardła albo… Albo uprawiać z nim dziki seks, póki będzie w nim choć odrobina sił życiowych.
Tak, tu nie było mowy, by nie zaiskrzyło. Czarne Coupe miało wszystko to, czego brakowało temu jasnoszaremu. Fantastyczny silnik V8 Biturbo o mocy 550 KM, rewelacyjne prowadzenie, cudowna spontaniczność w reakcjach na polecenia kierowcy – choć nie da się ukryć, że trzeba się mieć na baczności, bo ta „Zula” nie pozwala na to, by kierowca nie skupiał na niej całej uwagi i może błyskawicznie przywrócić status quo ante, gdzie będziesz błagać na kolanach, by nie patrzyła na ciebie jak na coś, co kotka przywlokła z ogrodu…
Tak, Cayenne Coupe powinno się zaczynać od wersji „Zula”. Nie byłoby reklamacji.