Nie wszystko złoto, co SUVuje, ale…
Jeep Cherokee Pentastar V6 3.2
Znam najnowszego Jeepa Cherokee (w sensie: obejrzałem go sobie) od przeszło roku, ale tyle z tej znajomości, że wiedziałem, jak wygląda (i nie zawrócił mi w głowie).
Choć do konkursu World Car of the Year zgłoszono go 8 miesięcy temu, aż do tej pory (Genewa, 05.03.2014) nie miałem szans na choćby spędzenie kilkunastu minut w kabinie, a cóż dopiero na test. I nie spodziewałem się kontaktu z tym kontrowersyjnie wyglądającym autem wcześniej niż za dwa-trzy miesiące. Aż tu nagle…
Tuż przed tegorocznym salonem genewskim dostałem indywidualne zaproszenie (jako jedyny dziennikarz z Polski) na „krótką przejażdżkę”. Zgranie terminów było bardzo trudne, jazda miała się odbyć w ciągu dnia targowego Salonu, ale udało się.
Kiedy mnie zabierano z hali Palexpo, nie miałem pojęcia, co mnie czeka. Właściwie opisywanie nie ma sensu, zdjęcia mówią wszystko. Powiem tylko tyle, że kilka razy zastanawiałem się w trakcie testu, czy nie powinienem do niego przystąpić z pampersem w spodniach…
Jeep Cherokee może i wygląda jak typowy SUV, a więc auto służące do poprawiania samopoczucia prowadzącym je drobnym blondynkom, ale jest pełnokrwistym off-roaderem, zdolnym do pokonania przerażających przeszkód. A zarazem bez wątpienia awansował do segmentu premium – jakość wykończenia kabiny i solidność konstrukcji stawiają go bezdyskusyjnie w pierwszej lidze tego typu aut. Także ergonomia jest znakomita, a obsługa niezwykle prosta i intuicyjna. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że prowadzony po normalnej drodze, okaże się równie kompetentny. A jeśli jeszcze cenowo okaże się równie atrakcyjny jak jego większy „brat” (Grand Cherokee) w swoim segmencie, to wróżę mu wielką karierę.
Marzec 2014