Nie denerwować jeleni
Aston Martin Vanquish 2013
Serce najbardziej tradycyjnej Anglii, hrabstwo Buckinghamshire. Tu, w Newport Pagnell na przedmieściach Milton Keynes, mieści się fabryka Aston Martina. Najbardziej tradycyjna brytyjska marka nie mogłaby znaleźć sobie bardziej odpowiedniego otoczenia. Takie obrazy, jakie tu ujrzałem, miałem przed oczami, czytając „Tajemniczy Ogród” Frances Burnett, „Wichrowe Wzgórza” Emily Bronte czy „Psa Baskervillów” Arthura Conana Doyle’a. Wystarczy zjechać kawałek z autostrady M1, by znaleźć się w innym świecie. Drogi niczym w najmniej reprezentacyjnej części polskich Bieszczad, otoczone przez bezkresne zielone łąki i lasy jak z „Robin Hooda”; zbudowane z piaskowca, obrośnięte obficie bluszczem ogrodzenia, mieściny jak namalowane akwarelami przez neurotycznego pesymistę…
No i XVIII-wieczny pałac Tyringham Hall, w którym przygotowano nocleg. Nie hotel. Pałac. Zaprojektowany przez dwóch spośród najważniejszych w historii Anglii architektów, Sir Johna Soane’a (główny budynek) i Sir Edwina Lutyensa (ogrody, parki i pozostałe budynki posiadłości) i na ile to wymusiła współczesność, doposażony w urządzenia sanitarne. Razem: prawie 25 hektarów kwintesencji imperialnej Anglii.
Niestety, ponieważ to październik, to oczywiście odpowiednia oprawa pogodowa: 13 stopni, wiatr i deszcz. I akurat pora godowa jeleni hodowanych w otaczających pałac parkach – co uczyniło zwiedzanie posiadłości niemożliwym, jako że byki są raczej nerwowe… Nie wiem, czy to prawda, wiem za to, że kilka osób nie było w stanie zasnąć przez niesamowicie głośne, namiętne (lub bojowe, nie znam się) ryki jeleni tuż pod oknami.
Właśnie tu i właśnie w takich warunkach Aston Martin postanowił zaprezentować swój najnowszy model: Vanquish. Nie na torze wyścigowym, nie na gładkich bulwarach Nicei czy Cannes, nie na autostradach przecinających niemieckie niziny, choć to przecież supersamochód, zdolny rozpędzić się do niemal 300 km/h, a barierę 100 km/h pokonać w 4 s. Szef firmy, dr Ulrich Bez, uznał, że warto podkreślić jeszcze jedną, bardzo brytyjską cechę Vanquisha: jego zdolność do komfortowego i pewnego poruszania się także na drogach 3. lub 4. klasy i stabilnej jazdy także na mokrym podłożu.
Rzeczywiście, auto dorosło do tych wymagań. Jest wygodne, a przy tym bardzo sportowe w zachowaniach – no i cudownie brytyjskie w charakterze. A przy tym wyposażone w silnik, który mógłby być sprzedawany oddzielnie, po prostu jako dzieło sztuki. Wizualnej i akustycznej. Kiedy odpalałem rano swojego Astona, zastanawiałem się, czy jelenie poczują się jego wspaniałym rykiem obrażane, drażnione, straszone? Ale potem włączyłem bieg i przestało mnie to obchodzić…
Razem: do mojego Garażu Marzeń!
08-10.10.2012