Kia Stinger
Same kłopoty…
Pojawienie się tego modelu wpędza mnie (i jak sądzę po rozmowach z kolegami podczas pierwszych jazd, nie tylko mnie) w mnóstwo kłopotów. Bo będę hejtowany. Będę wyszydzany. Będzie podważana moja kompetencja jako samochodziarza.
No bo jakże to tak – w pełni usprawiedliwiam fakt, że Kia (dla ułatwienia: mówimy wciąż o tej samej koreańskiej marce, która wcale nie tak dawno była jednym z symboli tandety i złego smaku) proponuje samochód, którego cena ZACZYNA SIĘ od 150 000 zł.
No bo jakże to tak: twierdzę, że Kia (Stinger właśnie) ma najlepszy układ jezdny (bez żadnych wspomagaczy elektronicznych) w klasie średniej, wliczając w to stwierdzenie niemiecką Wielką Trójkę.
No bo jakże to tak: uważam, że Kia Stinger to jedna z najlepszych w historii propozycji w klasie średniej, przebijająca nawet poprzednie dwie najlepsze oferty (w swoich czasach), czyli Forda Mondeo w 2001 r. i Volkswagena Passata w 2014 r. A najlepsza w tym roku z gigantyczną przewagą nad rywalami.
No bo jak to: uważam, że takiego zajebistego BMW nie ma dziś na rynku…
Całe szczęście, że choć wersja z dieslem jest do bani, bo po pierwsze, strasznie droga (akcyza, bo pojemność 2.2), a po drugie, mimo że ta nowa automatyczna skrzynia biegów (seryjna w Stingerze) jest wyśmienita, to z dieslem niespecjalnie się rozumie. Ale to już, psiakrew, jedyna zła strona tego auta, jaką wymyśliłem.
Rzeczywiście, cena jest wysoka, ale za tylnonapędowy, ogromny i sportowo prowadzący się samochód z tak wspaniałym wyposażeniem to oferta znakomita.
Tym bardziej że mimo iż jazdy odbywały się samochodami z pierwszych dni produkcji, w których mają pełne prawo pojawić się jakieś „choroby dziecięce”, nie zgłoszono ANI JEDNEJ UWAGI, o usterkach nie wspominając. Tylko współpraca diesla z automatem, ale to już pisałem wyżej.
Choć od co najmniej dwóch lat proponowane przez tę markę samochody niewiele pozostawiają do życzenia, Stinger mnie zaszokował, zachwycił i „kupił”. Natychmiast bym wziął to auto dla siebie, do jeżdżenia i kochania. Bo od wielu lat nie było samochody, który tak dalecy by uosabiał slogan reklamowy BMW na temat radości z jazdy.
No. To teraz możecie sobie hejtować – albo umówić się na jazdę testową i zobaczyć, co potrafią designerzy, konstruktorzy i technicy, jeśli się ich spuści ze smyczy, nie stawiając ograniczeń.
Aha, niestety, nie jest prawdą, jakoby 4x4 był dostępny dla silnika 2.0 Turbo. Ale powiedziałem przedstawicielom marki, że powinien, na pewno by miał wzięcie – a przecież technicznie on jest już gotowy.
Aha nr 2 – niestety, na większości zdjęć jest model GT, czyli ten z 370-konnym silnikiem V6 3.3 biturbo. Ma on m.in. specjalne hamulce Brembo, ale poza tym różni się od GT-Line, którym jeździłem, tylko detalami, jak np. wzór felg.