Toyota Auris hybrid TS
Do tej pory miałem z tym autem do czynienia tylko przez pół godziny – wystarczająco długo, by stwierdzić, że wolę hybrydę od wariantu czysto benzynowego (tym jeździłem duuużo dłużej). Tym razem pokonałem hybrydą ponad 1000 km.
Wnioski? Potwierdzam, że jest to bardzo dobry samochód klasy kompaktowej, świetnie resorowany, o bardzo dobrym układzie kierowniczym – nawet jeśli własności jezdne nie predestynują go do bardziej dynamicznej jazdy, prowadzi się go przyjemnie i łatwo, pewnie i bezpiecznie. W dodatku jest pojemny, przestronny i funkcjonalny, choć jako kombi mógłby dostać nieco więcej ułatwień i gadżetów. Brakuje tu podtrzymania podniesionej podłogi bagażnika, zamocowania boczków podłogowych itp. – ale to moje czepialstwo wynika tylko z tego, że tak wielka marka, o tak wielkich tradycjach innowacyjności, zobowiązuje. Mam także poważne zastrzeżenia do fotela kierowcy – jest wielki i wygodny, ale pozbawiony regulacji lędźwiowej i płynnej regulacji położenia oparcia, na długiej trasie umie zmęczyć. Tematu nie rozwijam, bo każdy ma inne plecy, ale fakt jest faktem.
A jeśli chodzi o meritum, czyli po raz pierwszy sprawdzony przeze mnie na długiej trasie napęd, to pozostaję przy swoim pierwszym spostrzeżeniu: hybryda tego typu (czyli z napędem o dość niskiej mocy i ze skrzynią CVT) to znakomity środek transportu na miasto, kiedy silnik spalinowy włącza się tylko chwilami, by podładować baterie. Tu samochód naprawdę bardzo mało pali – a mowa o zupełnie normalnym użytkowaniu, żadnego eko – i zapewnia co najmniej wystarczającą dynamikę. Na trasie jest już dużo gorzej – póki jedziemy z prędkością ok. 120 km/h, najlepiej stałą, na tempomacie, jest bardzo dobrze. Cicho, oszczędnie (ok. 5,2 l/100 km). Jednak prędkość autostradowa – 140 km/h, takie prawdziwe, ustalone z GPS-em i na tempomacie – oznacza przekroczenie progu aerodynamicznego nadwozia, gdy na pokonanie oporów powietrza idzie ogromna część mocy. Efekt: średnie spalanie 7,3 l/100 km. Inna sprawa, że niewiele zmienia się wzwyż, jeśli kierowca zacznie sprawdzać możliwości auta, które do 175 km/h rozpędza się równie łatwo, jak do 140.
Wciąż zachwycony nie jestem, ale się bardzo polubiliśmy.
P.S. Maciej Gorzelak z Toyoty zapewnia, że regulacja lędźwiowa jest. Szkoda, że jej nie znalazłem. A uwierzcie – szukałem! Ale nie przyszło mi do głowy, że jest elektryczna…