Zapomniałem!
Zapomniałem, że Honda jest producentem iście wybitnego silnika 3-cylindrowego w klasie do 1.0 – i to przez zapomnienie, a nie premedytację nie wymieniałem tej jednostki napędowej, gdy mówiłem o najlepszych napędach tego typu.
Jasne, nie próbuję przez to powiedzieć, że nagle polubiłem takie silniczki, takie „odkurzacze” – ale warto cnotę wychwalać, a Honda zasługuje na najwyższe pochwały (obok Forda i jego silnika 1.0 EcoBoost i Grupy Volkswagena za 1.0 TSI). Przy czym – co jednak bardzo istotne – to właśnie hondowski silnik w tym towarzystwie nie tylko imponuje kulturą pracy (chyba najwyższą, nawet jeśli nie jest najostrzejszy), ale też rzeczywistą oszczędnością: w teście zużył mi średnio 7,1 l/100 km, przy czym nie tylko miał do uciągnięcia największe i najcięższe auto spośród testowanych modeli z napędem R3 1.0 (no, poza Octavią), ale też musiał się wykazać w dłuższej – i to mocno jechanej – trasie.
A samo auto – no cóż, nawet jeśli nie zauważam tego bez zestawienia z poprzednikiem, jest modelem po liftingu, co oznacza jakieś tam zmiany we wzorze grilla i niewielkich korektach materiałowych w kabinie. Nie zmienia to faktu, że wciąż jest to dla mnie najbrzydszy kompakt na rynku (o gustach nie dyskutujemy!), za to z absolutną pewnością jeden z najlepszych technicznie.
Jeśli nie najlepszy.
Prowadzenie jest bajeczne, ergonomia fenomenalna, układ kierowniczy, układ przełączania biegów, hamulce, reakcje na polecenia kierowcy i feedback – po prostu jak marzenie petrolheada.
Jeśli więc ten design do Was przemawia, polecam z całego serca.