&feature=youtu.be
Urodzony zwycięzca?
Pierwsza próba wprowadzania Genesisa na polski rynek nie była udana, choć auto było świetne. Ale wówczas jeszcze nikt w Polsce (i mało kto w Europie) wiedział, że Genesis to prawie to samo dla Hyundaia, co Lexus dla Toyoty. Więc jak najbardziej uzasadniona jakością cena tego auta nie była odbierana przez potencjalnych nabywców ze zrozumieniem.
Dziś rynek się zmienił, dziś bliźniacza technicznie wobec tego tu Genesisa Kia Stinger jest jednym z największych przebojów rynkowych w Polsce – i to właśnie w wersji kosztującej prawie tyle samo, co kiedyś pierwszy w Polsce Genesis (lub, jak niektórzy lubią podkreślać, prawie tyle, co Porsche Boxster, a dużo więcej niż Ford Mustang 5.0). Słyszałem różne plotki, że Hyundai się ponownie przymierza, ale mam wrażenie, że robi to, jak pies do jeża… A biorąc pod uwagę to, co sobą reprezentuje dzisiejszy Genesis G70, europejscy (lub choćby tylko polscy) szefowie Hyundaia powinni stawać na głowie, by jak najszybciej prowadzić do sprzedaży ten wspaniały samochód.
Dlaczego tak się entuzjazmuję po prostu kolejnym sedanem klasy średniej? Bo to przypadek chyba jeszcze ciekawszy niż moja niegdysiejsza (a niespełniona) miłość z Włoch, Alfa Romeo Giulia. Auto, które bez żadnych kompleksów można wystawić przeciwko niemieckiej Wielkiej Trójcy, ale pozbawione włoskich skłonności do fochów – bo Koreańczycy nie mają żadnych problemów z elektroniką… Za to mają jako szefa konstrukcji układów jezdnych Alberta Biermanna, który przez całe lata był odpowiedzialny za zawieszenia BMW M i potrafi sprawić, że wóz drabiniasty pokona Nürburgring w czasie poniżej 10 minut, jeśli dostanie dobry napęd.
A Genesis G70 ma aż dwa świetne zespoły napędowe – dwulitrowy 4-cylindrowy benzynowy silnik turbo o mocy ok. 250 KM oraz 3,3-litrowy V6 turbo o mocy 370 KM. Oba mogą być łączone z napędem na tylko tylną oś lub na obie osie (przynajmniej w USA), a do mniejszego można mieć także manualną skrzynię biegów. Swoją drogą, jej przełożenia dobrano doskonale, a jej układ przełączania jest na poziomie niemal Mazdy – chyba nic więcej nie trzeba mówić… Skrzynia automatyczna to 8-stopniowa własna konstrukcja znana już z Kii Stinger i niewymagająca żadnych promocji – jest na najwyższym poziomie, nie odbiega od skrzyń produkowanych dla BMW (!!!).
Dopiszmy sobie do tego, że w Genesisie wykończenie wnętrza jest LEPSZE niż w niemieckich odpowiednikach, materiały bez wyjątku znakomite, spasowanie wyśmienite, solidność zaś imponująca, oraz że i rysunek kokpitu, i logika jego obsługi są proste, logiczne i intuicyjne – nawet jeśli niebieskie podświetlenie uważam za gorzej niż zbrodnię. To straszny błąd.
Ale to jedyna wada. No dobrze – z tyłu kabiny nie ma miejsca na nogi. Ale jakoś nie sądzę, by ta wada powstrzymała fanów wspaniałych własności jezdnych i świetnej jakości kabiny od nabycia tego auta.