Ford Mondeo 2.0 TDCi 180 PowerShift Turnier
Nowa klasa
Żeby nie było żadnych niedomówień, od razu wyjaśniam: uwielbiam Forda Mondeo nr 3, tego z roku 2000. I nic nie zmieni tego uczucia. Numer piąty to jednak coś zupełnie innego – to jest nowa klasa Forda. I tylko – wiem, powtarzam się – szkoda, że musiał czekać 2,5 roku na wejście na rynek. Ale i tak jest autem znakomitym.
Świetnie wygląda, świetnie się prowadzi, oferuje najnowocześniejsze systemy wsparcia kierowcy i znakomite fotele, jest pojemny i praktyczny – jest nawet pierwszym autem świata z airbagami w pasach bezpieczeństwa na tylnych siedzeniach, tam, gdzie twarze i klatki piersiowe pasażerów są najmniej chronione przy zderzeniach czołowych. Do tego naprawdę bardzo dobre silniki i wyśmienite skrzynie biegów – choć za Boga nie rozumiem, co jest gorszego w silniku 1.6 EcoBoost 150 w porównaniu z 1.5 EcoBoost 150/160… Dla mnie ten pierwszy jest sensowniejszy i oszczędniejszy – ale może się po prostu nie znam?
W każdym razie do silnika 2.0 TDCi 180 mam tylko jedno zastrzeżenie: trochę za długo udaje, że nie wie, o co chodzi kierowcy, który naciska gaz przy niskich obrotach. Dopiero powyżej 2200 obr./min naprawdę zabiera się do roboty, a to w dzisiejszych czasach ciut za słabo. Za to pięknie brzmi i bardzo oszczędnie obchodzi się z paliwem. A w połączeniu z dwusprzęgłową skrzynią automatyczną PowerShift sprawuje się po prostu znakomicie. Bardzośmy się nawzajem polubili.
Bardzo dobry samochód, serio. Tylko dlaczego szczelina wokół pokrywy bagażnika ma inną szerokość po lewej i po prawej stronie? I to w każdym Mondeo Turnier? I dlaczego żeby zmienić twardość adaptacyjnych amortyzatorów, trzeba wykonać aż 6 (sześć!) kroków przyciskami na kierownicy, przedzierając się przez komputer pokładowy? Zaprawdę, powiadam wam… Wszystkim wystarcza jeden guzik, który się naciska RAZ, by włączyć tryb sport, DWA, by wrócić do komfortu.
To tyle…