F40 to fantastyczne auto. I wcale nie mówię o Ferrari…
OK, nie jest ideałem – może właśnie od tego zacznę. Ma zbyt dużą kierownicę, siedziska fotela kierowcy nie da się opuścić tak nisko, jak by sobie tego życzyli kierowcy lubiący sportową jazdę (szczególnie, że auto jest niewątpliwie sportowe niezależnie od silnika!), nie ma znów regulacji wysokości górnego kotwiczenia pasa (przechodzi przez szyję, jeśli maksymalnie opuścimy siedzisko fotela), a łączność Bluetooth zarówno w trybie BT, jak i AppleCarPlayer ma skłonności do rwania się.
Ale problem w tym, że ta „zbyt wielka kierownica” ma średnicę za dużą o jakieś 2-3 cm, a więc niewiele, a siedząc tak nisko, jak to jest obecnie możliwe, i tak czujemy się za kierownicą znakomicie, bardzo sportowo. Jasne, kwestia pasa przechodzącego przez szyję czy rwące się połączenie multimedialne są już nie do wytłumaczenia, ale…
Mimo to uważam, że pomijając model 2 Coupe, szczególnie M2 Coupe i M2 Competition (szczególnie ten ostatni model jest wg mnie w ogóle powodem, dla którego powstała marka BMW, dla którego zatrudniała przez przeszło 100 lat najlepszych inżynierów, dla którego tworzyła silniki lotnicze, samochodowe, okrętowe…), nowa „jedynka” jest najlepszym, co mnie spotkało ze strony BMW. Kiedykolwiek. Mimo że ma przedni napęd i linię zwierzaka kucającego za potrzebą. Mimo że do wyboru dostajemy tu tylko silniki 3- i 4-cylindrowe, nawet w przypadku topowej, 306-konnej wersji M135i. Mimo więc, że właściwie jeździmy tu tym samym, co w przypadku serii 2 Active i Grand Tourer, X1 i X2 czy… MINI. Bo wszystkie te auta są technicznie niemal identyczne z nową „jedynką”.
Niemniej owo „niemal” robi ogromną różnicę. Tuż przed testowaniem widocznej na wspaniałych zdjęciach Michała Śniadka 120d, miałem na 4 dni Mercedesa klasy A AMG i też byłem zachwycony. Ale w przypadku A35 była to kwestia wersji – takiej już bardzo sportowej, ale jeszcze cywilizowanej. W innych, „cywilnych” wersjach nic nie iskrzyło, nie pojawiła się chemia – ot, poprawne auto i tyle. W przypadku BMW serii 1 typoszeregu F40 nawet w wariancie dieslowskim miałem wrażenie, że poruszam się samochodem niemal wyczynowym, ale zarazem spokojnym, bardzo komfortowym i otulającym. Czułem się po prostu znakomicie prowadząc ten samochód, nawet jeśli okazał się zaskakująco podatny na boczny wiatr, a jego lusterka boczne o nowej konstrukcji stopek wywoływały silne szumy opływowe już od 80 km/h. Nie jest to więc żaden ideał, za to samochód, którym z najwyższą przyjemnością jeździłbym na co dzień. Mało – najchętniej zeń nie wysiadając. Czyli po bułki do sklepu oddalonego o 100 m też…