Nie lubię się rozczarowywać…
Focus jak Focus: znakomite zawieszenie, wyśmienite prowadzenie, precyzja, komfort, swoboda ostrej jazdy po krętych drogach… Na dodatek mocny silnik o niezłych osiągach i zaskakująco „staroświecka” automatyczna skrzynia biegów (w tym sensie, że bez ingerencji w oprogramowanie, mającej na celu wykastrowanie silnika z osiągów, by spełniał normy WLTP) oraz znacząco większy prześwit, dzięki któremu to wygodne i przestronne auto mimo braku napędu na 4 koła swobodnie daje sobie radę na nawet całkiem wymagająco wyboistych bezdrożach.
A jednak… A jednak po raz pierwszy od lat znalazłem – wcale nie usiłując szukać! – elementy w kokpicie, które nawet nie tyle trzeszczą pod naciskiem, co po prostu są luźne. No i jeszcze ta charakterystyka układu jezdnego (lub kierowniczego), przez którą kierownica bardzo zdecydowanie (eufemizm, bo się wyrywa z rąk!) powraca do położenia środkowego, niczym dawno temu w Citroenach (Diravi) – ale tu nie przez przemyślaną funkcję wspomagania, a przez nastawy geometrii. Bardzo to nieprzyjemne i nie nastraja pozytywnie.
Jak się okazuje, nawet Ford potrafi zepsuć układ jezdny do tego stopnia, by świetny, komfortowy, pojemny i przemyślany samochód o wzorcowej charakterystyce akustycznej (nie tylko w skali segmentu C!) odstręczał od siebie… Szkoda