https://www.youtube.com/watch?v=C95V8NPuNss&feature=youtu.be
Jeden z moich największych problemów motoryzacyjnych
Tak, nie ma w tym żadnej przesady: Fiesta ST A.D. 2019 to samochód, który robi mi z mózgiem i emocjami jakiś korkociąg. Bo z jednej strony to twórcze rozwinięcie idei i ducha mojej Fiesty ST '2014 (najukochańsza „Funia”), a z drugiej – przesadnie twarde auto o małym rozstawie osi i niewiarygodnej łatwości rozwijania ogromnych prędkości, co razem daje poważne niebezpieczeństwo bezładnych podskoków na nierównościach. Takich podskoków, które bywają nie do opanowania…
Za to to, co ten samochodzik potrafi robić na zakrętach podczas ostrej jazdy po krętej drodze (a przecież właśnie to stanowi od zawsze o największych podbojach miłosnych hot-hatchy), po prostu się nie da opisać. Fakt, że ta oszałamiająca perfekcja wymaga doposażenia auta w opcjonalną „szperę” – mechaniczną blokadę uślizgu mechanizmu różnicowego, która umie wektorować napęd, czyli przekazywać go na to koło, które go da radę przenieść na podłoże, a nie tylko (jak inne, klasyczne szpery) blokować ze sobą półosie napędzane, by jedno z kół nie buksowało.
Mamy tu także niedźwiedzio potężny silnik, który choć ma tylko trzy cylindry, objeżdża dookoła większość benzynowych jednostek 6-cylindrowych jeśli chodzi o elastyczność, spontaniczność reakcji na gaz, zdolność do przyspieszania na każdych obrotach i rozpędzania auta od prędkości autostradowej (140 km/h) wzwyż w sposób tyleż swobodny, co niedostrzegalny (!!!).
Same zalety i jedna wada? Nie. Nie czuję tego auta tak, jak natychmiast po pierwszym wejściu za kierownicę zacząłem czuć poprzednią Fiestę ST. Jasne, i tu mi się gęba cieszy jak dziecku, ale nie czuję się tu już jak w hot-hatchu, a jak w samochodzie półwyczynowym. Takim, którego trzeba pilnować nieprzerwanie, bo spróbuje odgryźć głowę, jak tylko cię przyłapie na nieuwadze…