MINI Countryman Cooper S E All4
O, to jest radość z jazdy!
Tak, to nie pomyłka: słynne „zawołanie bojowe” BMW znajduje prawdziwe odzwierciedlenie już niemal wyłącznie w modelach MINI. Inna sprawa, że akurat ta wersja MINI jest wyjątkowa, bo to trzy różne napędy w jednym samochodzie: tylny napęd zapewnia silnik elektryczny, przedni – benzynowy, a razem, jeśli je do tego zmusimy, dają napęd „funkcjonalny” 4x4. Co nie zmienia faktu, że przyjemność z prowadzenia tego wielkiego i ciężkiego auta wykracza dalece poza to, co możemy dostać od typowych dziś samochodów BMW. Nie ma tu śladu ociężałości, nadętego (i dętego!) dostojeństwa, ospałości w reakcjach na ruchy kierownicy… MINI to wspaniałe auta, tym bardziej że ostatnio ich wykończenie w pełni zasługuje na określenie mocno nadużywane w dzisiejszym świecie: premium.
Jako hybryda plug-in, niniejsze MINI ma osiągi na poziomie topowego Coopera S, ale przez większość czasu spędzanego w ruchu ulicznym w ogóle nie zużywa benzyny, napędzane wyłącznie silnikiem elektrycznym. To pięknie, póki nie trafi się taki dzień (albo w ogóle taki tryb pracy auta, np. jako taksówka), że – jak hybryda plug-in BMW testowana przeze mnie w Los Angeles – błyskawicznie skończy się prąd w akumulatorach i trzeba będzie pracowicie robić kilometry na samej benzynie. I nagle z obiecywanych 2,1 l/100 km zrobi się 8 albo i 10.
Ale – podobnie jak w przywołanym przykładzie BMW na testach jurorskich – póki auto będzie standardowo wahadłowo woziło swego użytkownika praca-dom i w obu miejscach natychmiast będą ładowane jego akumulatory, będzie jeździć za darmo. Inna sprawa, że jeśli samochód się tak prowadzi, jak to MINI, nie ma szans, bym jeździł ekologicznie czy choćby oszczędnie. Życie jest na to za krótkie!