Wspomnienie dawnej wielkości
Suzuki Swift 1.2 aut. 2013
Kiedyś Suzuki Swift było obiektem marzeń młodzieży. Mały samochodzik, ale wściekły jak osa, zwinny, pozwalający się wyszaleć i w dodatku niezniszczalny i niespecjalnie drogi. Dziś pozostały z tego tylko wspomnienia.
Nie mam pojęcia, jak jest z niezawodnością czy wytrzymałością obecnego Swifta – nie mam podstaw w nie wątpić. Ale nie tylko wątpię w popularność auta wśród młodzieży, a wręcz ją zaneguję: za te pieniądze można dziś kupić bardzo dużo innych aut, które będą albo większe, albo lepsze jakościowo, albo szybsze, albo wygodniejsze. A często o wiele nowocześniejsze w sensie układu napędowego. Są i takie, które mają wszystkie te przewagi. I nie da się ich nawet zrównoważyć lepszą gwarancją, bo i tu już nikt nie daje się Japończykom pokonać.
Swift ma bowiem archaiczną skrzynię automatyczną, raczej paliwożerny silnik i hałaśliwe, mało komfortowe zawieszenie, bazowe wyposażenie… W połączeniu z kiepską ergonomią za kierownicą i żałosną dynamiką trudno mówić o jakichkolwiek atutach tego auta.
I tylko miło się wspomina…
Sierpień 2013