Pożądam go i nie chcę zarazem…
Nikt nie powinien mieć wątpliwości co do moich uczuć wobec obecnego Touarega. Tak jak nie lubię SUV-ów (są wyjątki…), tak tego diplodoka wręcz uwielbiam. Jest niesłychanie przyjazny, przestronny, przemyślany, wygodny w eksploatacji, praktyczny – a przy tym szybki, zwinny i taki misiowato przytulny, nadaje się na członka rodziny niczym duży, kosmaty Golden Retriever albo ciężki, ale gotów natychmiast rzucić się na pomoc Labrador. Ogromne kombi raczej, niż full-size SUV. A przy tym zastosowane w nim rozwiązania konstrukcyjne należą do najlepszych i najnowszych technologicznie i sprzętowo w skali całego świata samochodowego, bez podziału na luksusowe, sportowe czy wyrafinowane. Jest hiperbezpieczny, niewiarygodnie zwrotny i w każdych okolicznościach przyrody i klimatu zapewnia najlepsze warunki do podróżowania. Jego pneumatyczne zawieszenie zaledwie o krok ustępuje najlepszym na rynku, a współskrętna oś tylna to pewność i stabilność przy szybkiej jeździe oraz brak rozczarowań w mieście. W dodatku jego bazowy silnik V6 TDI o mocy 286 KM daje gwarancję zarówno niedźwiedziej siły przy ciągnięciu przyczepy, jak zadziwionych min u kierowców usportowionych aut po starcie spod świateł.
Ale ten tu jest inny. Bo pod jego maską pracuje monstrualny diesel – 4.9 V8 o mocy 422 KM i monumentalnym momencie obrotowym 900 Nm (tu ciekawostka: to wartość poważnie zdławiona z różnych powodów, zapewne po wzmocnieniu układu przeniesienia napędu można podskoczyć do poważnie powyżej 1000 Nm…). Taki silnik oznacza oczywiście jedno: przerażającą siłę, przerażające możliwości i wstrząsającą dynamikę.
Rzeczywistość odrobinę skrzeczy, bo wszystko się zgadza, tylko reakcje tej kolubryny pod maską na ruchy pedału gazu są zaskakująco opóźniane. Pewnie chodzi o formę chronienia mechanizmów skrzyni biegów, ale podczas prowadzenia – jeśli człowiek miał do czynienia z bazowym V6 TDI – co najmniej początkowo to przeszkadza.
O wiele bardziej przeszkadza mi tu jednak wyraźne przesunięcie wyważenia auta w stronę znacząco cięższego teraz silnika i towarzyszące temu zjawisku utwardzenie genialnego zawieszenia pneumatycznego. Pewnie, i tak pozostało fantastycznie komfortowe – ale nie aż tak, jak w V6…
O wiele lepiej niż w V6 jest natomiast z wyposażeniem, które doskonale tłumaczy dużą różnicę w cenie między skomponowaną specjalnie dla polskich klientów specyfikacją Business (ok. 285 000 zł) a wersją V8 (minimum 400 000 zł). Bo V8 TDI jest seryjnie wyposażony właściwie we wszystko, co można tu sobie wymarzyć. No dobrze, kolory lakieru i tapicerki wybiera nabywca i może za to dopłacić. Ale poza tym…
I już słyszę „400 koła za Volkswagena?!” – A tak! Bo na pewno jest tego wart!