https://www.youtube.com/watch?v=51643W0oxbw&feature=youtu.be
W nieco innej skali
Technicznie jest to „dziecko” Skody Scali oraz Volkswagena T-Crossa i Seata Arony. Płyta podwoziowa MQB-0, najmniejsza dziś wersja platformy kompaktowej, „klocki z półki Volkswagena” – niby nic nowego. A jednak… Czesi coraz wyraźniej pokazują, że coraz więcej im w Grupie VAG wolno, że mogą sobie pozwolić na ekscentryczne pomysły, żonglowanie podzespołami i wyposażeniem, a nawet na sporą swobodę kształtowania cennika.
Kamiq jest bardzo wyraźnym sygnałem, że nie tylko mogą sobie pozwolić, ale że im się to bardzo podoba. Bo najnowsza Skoda jest nie tylko bardzo estetyczna (w czym dorównuje bardzo atrakcyjnemu „rodzeństwu”, Aronie i T-Crossowi), ale też świetnie – zdecydowanie najlepiej z tej trójki – wykończona. Materiały są na poziomie dobrego auta kompaktowego (a przecież te „trojaczki” to zaledwie segment B, najwyżej B+), znacząco lepsze niż w Volkswagenie i Seacie. Także pod względem wyposażenia Kamiq wysuwa się na czoło. A przy tym wszystko to oferuje za bardzo rozsądną cenę. Nie mówię, że wystrzałową, okazyjną czy niewysoką – Skoda już dawno nie jest marką tanią czy stosującą w zaprogramowany sposób dumpingowe ceny. To wielkiej wagi gracz na skalę nie tylko europejską, na niektórych rynkach liczący się o wiele bardziej niż firma-matka, Volkswagen. Więc nie, Kamiq nie jest tani, ale z pewnością i nie przedrożony. Tym bardziej że na polskim rynku proponowane są pakiety wyposażeniowe i ubezpieczeniowe, a te już w naprawdę wystrzałowych cenach. Więc tak, na pewno jest to bardzo dobry towar za dobrą cenę.
Fakt, że testowy samochód nieco rozczarowywał. Bo z jednej strony był bardzo komfortowo zawieszony, nie próbował zaskakiwać na zakrętach, miał skuteczne i odporne na zmęczenie hamulce, a układ kierowniczy dopasowano doskonale do charakteru auta. Na okrasę bardzo dobre wyciszenie wnętrza… I chyba właśnie to świetne wyciszenie sprawiło, że obecni na premierowych jazdach dziennikarze byli poruszeni – bo w kabinie było wyraźnie słychać zupełnie nietypowe dla marki trzeszczenie i poskrzypywanie. Czyli odgłosy pracy karoserii. Jasne, każda karoseria pracuje i zapewnienia przedstawicieli Skody, że to wszystko samochody przedprodukcyjne, a więc mają prawo do niedoskonałości, mają wszelkie pozory prawdziwości. Może to rzeczywiście problem uszczelek. Zobaczymy już po rozpoczęciu produkcji. W Polsce, w teście na naszych drogach.
Pod maską testowanego Kamiqa pracował silnik 1.0 TSI – 3-cylindrowa jednostka benzynowa o pojemności litra, z turbodoładowaniem, o mocy 115 KM. Silnik już mi znany od dawna, naprawdę niezły i o dość wysokiej kulturze pracy, ale nie potrafię wykrzesać z siebie entuzjazmu dla nawet tak dobrych silników downsizingowych. Nieważne, jakiej marki i jak bardzo obsypanych nagrodami. Jasne, doceniam, że potrafią uciągnąć (i to żwawo) nawet bardzo duże auta (Skoda Octavia czy – to inny, dość ekstremalny przykład – jeszcze większego Forda Mondeo), ale nie lubię związanego z nimi zakłamania. Bo przecież wymyślono je po to, by spełnić idiotycznie opisane wymagania ekologiczno-homologacyjne. Idiotycznie, bo de facto wręcz sankcjonujące oszustwa lub co najmniej omijanie rzeczywistości szerokim łukiem. Bo one potrafią faktycznie być aż szokująco oszczędne – ale wyłącznie w laboratoryjnych testach, nie w prawdziwym życiu. Ale ponieważ tyle już wystarczy, by spełnić wymogi przepisów, tym gorzej dla faktów. A te są takie, że uzyskane w teście spalanie średnie na poziomie 6,4 l/100 km należy uznać za świetne, co w porównaniu z takim samym autem, ale napędzanym jednym z dzisiejszych genialnych diesli, jest żałosne. Ale diesel jest dziś be, czego odzwierciedleniem jest i to, że w Polsce nie będzie się oferować Kamiqa z silnikami TDI.