Renault Twingo `2015
Potencjalny powód kryzysu małżeńskiego
Jako wielbiciel Porsche właściwie nie powinienem narzekać na tylnosilnikowe auta. Ale co poradzę, że np. taki Mikrus czy Zaporożec nie mają w moich oczach tyle samo charyzmy, co „dziewięćsetjedenastka”. Samochód to coś więcej niż suma jego wymienianych kolejno cech czy elementów. Ale powinno to działać także w drugą stronę – a więc nie wolno z góry skreślać żadnego auta tylko dlatego, że np. należy do mitycznych (niegdyś, choć wciąż są wyznawcy tego poglądu) „trzech F”, że pochodzi z Korei czy właśnie że ma silnik z tyłu. Bo to świadczy o niezdolności do kontrolowania własnego biegu myśli, jako że wszystkie te stereotypy już dawno się ośmieszyły i zdezaktualizowały.
Musiałem sobie to jednak kilkakrotnie powtarzać w myślach, kiedy zobaczyłem po raz pierwszy nowe Twingo. A kiedy do niego wsiadłem, powtarzałem te mądrości już na głos. Po kilku kilometrach maksyma sama zmieniła mi się w ustach – wzbogaciła się o uzupełnienie: „ale czasami stereotypy znajdują pełne potwierdzenie”…
Byłem kompletnie załamany tym autem: plastikowym, nieforemnym, prowadzącym się na autostradzie równie niestabilnie i nieprzewidywalnie jak Skoda 1000 MB bez worka ziemniaków w przednim bagażniku, dającym zerowe czucie jezdni, zapewniającym równie złą pozycję za kierownicą, jak jego wielki poprzednik Renault 10 (ale bez frajdy, jaką „la dix” dawała przy szybkim pokonywaniu zakrętów), i równie mało miejsca z tyłu jak Maluch. Hałaśliwym, powolnym, o ergonomii użytkowej jak za socjalizmu („nie będziemy ślepo naśladować zachodnich wzorców!”)… W dodatku krzykliwym z wyglądu tak strasznie, że natychmiast rzucałoby się w oczy, nawet gdyby stanęło w otoczeniu najbardziej plastikowych „blachar” w typie wschodnich elegantek. W dodatku drastycznie drogim. Tyle że rzeczywiście niesamowicie zwrotnym.
Moja Żona – najlepsza z wszystkich możliwych, ostrzegam – wsiadła za kierownicę tego… tego… tego… no, za kierownicę Twingo i oświadczyła, że to „taki śmieszny samochodzik w typie klocków Lego”.
Ręce mi opadły, ale po kilku godzinach dotarło do mnie, że nie powiedziała „taki FAJNY samochodzik w typie klocków Lego”.
Na szczęście. Bo jednak trudno byłoby mi nadal nazywać Ją „Najlepszą z Żon”.
A wracając do Twingo – nie rozumiem i nawet nie będę się starał zrozumieć, dlaczego tak wielka marka, z takimi tradycjami…
Nie, nie jestem grupą docelową.