Peugeot 508 SW 2.0 BlueHDI 150 `2015
Genialna suma wszystkich wad
Ten samochód ma dziesiątki wad, a jednak go uwielbiam. Był taki tydzień, kiedy doszło do tak wielkiego spiętrzenia imprez (na szczęście tylko na terenie Polski), że musiałbym się rozczworzyć, a i tak konieczne byłoby wydanie góry pieniędzy na paliwo i noclegi gdzieś po drodze, bo trzeba było odwiedzać miejscowości oddalone od siebie o kilkaset kilometrów. Nieco bez przekonania postanowiłem spróbować w jednej osobie, jednym samochodem i jednym rzutem. Peugeot Polska w osobie nieocenionej Emilki Buczek natomiast podjął wyzwanie – twierdząc, że ma dla mnie rozwiązanie.
A skoro dla mnie, to i dla każdego innego klienta, który musi być wręcz drastycznie mobilny, nie idąc przy tym z torbami na paliwo i noclegi. Co ważne, jak mnie zapewniono, nie ma tu mowy o zagrożeniu dla zdrowia i kondycji pacjenta. Tym rozwiązaniem miał być „zupełnie nowy” Peugeot 508 SW (czyli kombi) z manualną skrzynią biegów i słabawym dieslem 2.0 o mocy 150 KM. „Słabawym”, a przy tym zupełnie niedzisiejszym konstrukcyjnie, bo na tle najważniejszych rywali po prostu przestarzałym, pozbawionym dynamiki konstrukcji z Grupy Volkswagena, agresywności jednostek BMW, głębi siły spokoju Forda…
Niespecjalnie miałem wybór, a i Emilka wykonała wszystkie typowe dla inteligentnych kobiet zagrania na mojej męskiej dumie, po których pozostało mi tylko wypiąć klatę i zrobić dobrą minę – przy świadomości, że jestem na przegranej pozycji. Bo znałem przecież już to auto, jego najwyżej poprawne prowadzenie, przeciętny komfort jazdy, niedopracowaną, zbyt wysoką pozycję za kierownicą, średni ergonomicznie kokpit i fatalny system multimedialny – oraz delikatnie mówiąc, mało imponujący komfort akustyczny. Po dodaniu do tego silnika sprzed dekady (albo i gorzej) i skrzyni biegów wymagającej mieszania niczym w dawnych skrzyniach Mercedesa (ma skok lewarka jak niezapomniany „Baleron”, W124) i kompletnej niezdolności tego modelu do wspierania kierowcy choćby niezłej jakości odtwarzaczem audio (w trasie samotnej to naprawdę ważne!), otrzymałem żałosne perspektywy.
Rzeczywistość była dokładnie taka, jak to przedstawiłem powyżej. A jednak… zupełnie inna. Po trwającej dobrą godzinę walce z fotelem i kierownicą, by znaleźć w miarę dogodną pozycję, nagle zrozumiałem, że jadę autem po prostu idealnym do spokojnego, upartego pokonywania niemal dowolnie wielkich dystansów w warunkach totalnego odmóżdżenia (w sensie konieczności skupiania się na prowadzeniu) i absolutnego relaksu. Tylko brak audio to coś zupełnie niesłychanego w dzisiejszych czasach. Ten samochód sprawia, że w trasie właściwie zapada się w całkowite otępienie, półsen niemal – tak dalece wszystko się odbywa samo z siebie i nieabsorbująco. Dość głośny silnik nie wydaje dźwięków drażniących, więc po chwili jazdy na tempomacie niemal znika w tle. Zawieszenie absolutnie niedorastające do najlepszych rywali – czy tulącego do snu Hydra-cośtam w Citroenie C5 – jest jednak tak dobre, że po prostu nie narzuca się, sprawnie filtruje niedogodności i nie prowokuje do ryzykownych zachowań. Fotel (jak go się w końcu ustawi) okazuje się wygodny w nawet najdłuższych przelotach.
Dynamika tego urządzenia jest raczej żałosna – bo ani parametry silnika, ani zawieszenie się nie nadają do choćby żwawszych wyczynów. Ponadto skrzynia ma bardzo długie przełożenie główne – ale to coś, co ewidentnie wymyślono właśnie na trasę. Żeby pokonywać długie dystanse na tempomacie, jadąc z przepisowymi prędkościami.
Dokładnie tak jechałem. I wiecie co? To jest cholernie dobre auto. Tym lepsze, że na pełnym zbiorniku przejechało prawie 1500 km – a oddawałem je z dopiero co zapaloną rezerwą.
Szacun!
Ale brak przyzwoitych multimediów to skandal!