Będzie bratobójcza wojna…
Pamiętacie jeszcze, jak kilka tygodni temu pisałem ze szczerym entuzjazmem o nowym Oplu Corsa? Śliczne autko, znakomicie zaprojektowane jako maszyna, jako platforma i układ jezdny, a przy tym eleganckie i wygodne. W dodatku z francuskim 3-cylindrowcem nawet w wersji 1.2 100 KM zaskakująco sprawne i kulturalne. Dziś przyszło powiedzieć „sprawdzam!”, bo oto jestem w kabinie technicznego bliźniaka Corsy, Peugeota 208 A.D. 2020.
Pierwsze wrażenia: już na salonie samochodowym w Genewie, gdzie miał premierę, stwierdziłem, że to kolejny hiperprzebój w wydaniu koncernu PSA – tak piękny, jednorodny, zwarty i emocjonalny jawił mi się ten samochodzik. I nie mogłem się doczekać testu – zaciskając kciuki, żeby się nie okazało, jak z aktualnym modelem 508, że „śliczna buzia i piękna figura to jeszcze za mało, by mówić o kobiecie”… Długo musiałem trzymać kciuki, aż wreszcie nadszedł czas na weryfikację.
No i… Właściwie powinienem napisać, że się rozczarowałem. Ale – używając pokrętnej filozofii – POZYTYWNIE, MILE, PRZYJEMNIE się rozczarowałem! Bo auto jest co najmniej równie dobre, jak śliczne, bodaj czy nie jeszcze i ładniejsze, i lepsze niż Corsa. Ale hop-hop! jak mawiał Pepik Wyskoczil w „Szwejku”: nie jest aż tak znów idealnie.
Bo owszem, jeśli się lubi stworzony przez polskiego designera Adama Bazydłę lay-out kokpitu z zegarami ponad maleńką kierownicą (ja bardzo lubię), to ergonomia jest właściwie doskonała. Ale świetne wrażenie – dokładnie jak w Corsie – psują brak regulacji podparcia lędźwiowego nawet w topowych fotelach specyfikacji GT-Line i nieregulowany, a zbyt wysoko umieszczony górny punkt kotwiczenia pasów. Poza tym mam kłopot z najnowszym wcieleniem wirtualnego zestawu zegarów – jest co prawda wyjątkowo udanym pokazem możliwości PSA w dziedzinie tworzenia wyświetlaczy WEWNĄTRZ WYŚWIETLACZA (!!!) i NA WYŚWIETLACZU (!!!!!), ale to już jest „too much of heaven” (przedobrzone). Zbyt mocno angażuje wzrok, zbyt jest zagmatwane – choć samo w sobie imponująco inteligentne i nośne. Tak nośne informacyjne, że aż gdy grzebiąc w ustawieniach znalazłem bazowy, minimalistyczny wariant tego wyświetlacza, jednowymiarowy i płaski w sensie obrazu (pozostałe są nawet i trójwymiarowe, trójpłaszczyznowe!), doszedłem do wniosku, że jakiś on jest taki mało porywający, nic nie daje i wewogle… Ale serio: too much of heaven. Naprawdę. Inna sprawa, że w niższych specyfikacjach wyposażeniowych wyświetlacz jest o wiele prostszy i łatwiejszy do zaakceptowania.
Poza tym jednak kokpit jest tylko i wyłącznie kwestią gustu lub przyzwyczajenia. Fakt, że tym razem wybieram prosty, klasyczny kokpit Opla, ale i tak za maleńką kierownicą Puga czułem się znakomicie – tym bardziej że 130-konna wersja silniczka 1.2 PureTech w połączeniu ze znakomitym i wyśmienicie dopasowanym do charakteru auta i silnika japońskim automatem EAT8 Aisin zapewniają świetną dynamikę i płynność jazdy przy zupełnie znośnym zużyciu paliwa (6,8 w teście) – niemniej równo o litr wyższym od obiecywanego.
Prowadzenie – super. Posłuszeństwo wobec poleceń kierowcy – znakomite. Osiągi – lepsze od oczekiwanych. No i jeszcze naprawdę wysokiej klasy wykończenie. Razem:
Nie wiem, co bym wybrał, Opla czy Peugeota. Chyba bym wziął oba…