Najukochańszy…
Mercedes CLA 200
Tak odezwał się do mnie dżentelmen w parku Na Skarpie, jak tylko wysiadłem z auta. „Najukochańszy!” – powtórzył – „Ja to bym sobie jaką kiełbaskę kupił albo i frytki, ale mi brakuje” – i znacząco rozwarł przed moimi oczami dłoń, w której było tak ze dwa złote w drobnych. Cóż było robić – dorzuciłem się „na frytki”. Ale jak jeździsz perłowobiałym Mercedesem CLA, to w sumie sam sobie jesteś winien. Nie da się gdziekolwiek spokojnie zaparkować, by wszyscy żule z okolicy natychmiast cię nie uznali za okazję dnia – albo i tygodnia.
Trudno się w sumie dziwić. Ja też – jak pierwszy raz zobaczyłem ten model – poczułem, jak coś mi rośnie w gardle. Przez ostatnie 15 lat tylko dwa razy czułem takie uniesienie wobec Mercedesa – gdy w 2004 roku pojawił się CLS i w zeszłym roku, kiedy stworzono jego odmianę kombi (Shooting Brake).
CLA rzuca się w oczy w dosłownie każdym otoczeniu, nawet na parkingu przed salonem Mercedesa. Jest piękny, zgrabny, smukły, muskularny… Istne zaprzeczenie tego, do czego przyzwyczaiła nas marka w ciągu ostatniej dekady. Co prawda w testowanym samochodzie trudno mówić o silniku (156 KM to „papierowe konie”), brak agresywnych reakcji na gaz stoi w jaskrawej sprzeczności z bojowym wyglądem. Ale nie dla mocarnego silnika auto znalazło praktycznie już w dniu prezentacji tylu klientów, że czas oczekiwania sięga pół roku.
Myślę, że w oczach wielu handlowców tej marki CLA jest już dziś najukochańszy.
Mercedes is back
Maj 2013