Mercedes E 400 Coupe 4Matic
Wyjątkowy wyjątek
Mercedesy mają ze mną od dość dawna na pieńku. Podobnie zresztą jak BMW – nie potrafię przyjąć do wiadomości tak drastycznych wtop jakościowych, jakie tym dwóm spośród największych i najważniejszych firm motoryzacyjnych (i nie tylko motoryzacyjnych) na świecie przytrafiają się od mniej więcej 15 lat. Są one oczywistym wynikiem nadużywania „czerwonej kredki”, czyli cięć oszczędnościowych. Dlatego tak się czepiam. Bo miewałem auta obu tych marek i mam pełne prawo powiedzieć „kiedyś było lepiej”. Bo było.
Na szczęście ten Mercedes – w ogóle nowa klasa E – jest znów takim Mercedesem, jakim były Mercedesy mojej młodości. Trzeba by użyć łomu – i to z długą wajchą dźwigni – żeby cokolwiek w kokpicie poruszyć, o wyrwaniu nie wspominając. I nic nie trzeszczy, nawet brutalnie szarpane czy gniecione. A materiały są fantastyczne i niczego nie próbują udawać – po prostu jeśli coś jest z plastiku, to wyraźnie jest z plastiku, ale takiego najdroższego na rynku. To stąd właśnie moje stwierdzenie, że świadomości, iż 400 000 zł to ogromna kwota towarzyszy świadomość, że to wszystko jest tego warte. Tym bardziej że technicznie jest to jakość najwyższa z najwyższych. Zarówno silnik, jak skrzynia biegów i system przeniesienia napędu oraz pneumatyczny układ resorowania należą do najlepszych, jakie kiedykolwiek stworzono. Nadwozie i kokpit są piękne, komfortowi resorowania towarzyszy równie wybitny komfort akustyczny, ergonomia jest perfekcyjna, a audio boskie.
I tylko szkoda, że analogowe zegary należą już do przeszłości. Pocieszam się, że Mercedes już od wielu lat nie miał naprawdę ładnych zegarów – ostatni raz tak właśnie z 15 lat temu – więc niewiele straciliśmy. Ale jednak… Ten długachny tablet przed nosem jest okropnym bezguściem. Fantastycznie funkcjonalnym, ale paskudztwem.
Ale nawet z tym wyświetlaczem jakoś bym się przemęczył.
Wspaniałe auto. Wybitne