Warto było poczekać na ten test w Polsce
Warto było, choć mówię to ze smutkiem. Bo jednak Mazda zdołała nakręcić potężne oczekiwania wobec swego nowego silnika łączącego w sobie cechy konstrukcji z zapłonem iskrowym (a więc silniku w systemie Otto, na benzynę lub gaz) i konstrukcji działającej na zasadzie samozapłonu (jak w wysokoprężnym, czyli silniku systemu Diesla). W założeniu więc miał to być ultraczysty silnik o znakomitej sprawności i wydajności, który w dodatku będzie od najniższych obrotów ciągnął wysokim momentem obrotowym. I to mimo braku doładowania.
Niestety, nic z tego – ten silnik okazuje się po prostu wyjątkową ciekawostką techniczną. Nie jest ani szczególnie wydajny (każdy diesel do 190 KM jest co najmniej równie ekonomiczny w sensie średniego spalania, także wszystkie hybrydy do 180 KM biją go na głowę), ani dynamiczny – o wyjątkowej dynamice i „ciągnięciu momentem” z niskich obrotów w ogóle nie ma mowy. Generalnie jest równie dynamiczny (czyli równie ospały), jak Skyactiv-G, czyli zwykły dwulitrowy silnik benzynowy Mazdy o mocy 122 KM. Jeśli nawet go w czymś przebija, nie jest to zauważalne bez bezpośredniego zestawienia. No i zużywa ledwo co mniej paliwa od swego słabszego brata. No dobrze, skoro 188-konny silnik zużywa nieco mniej paliwa od silnika 122-konnego, to trzeba bezdyskusyjnie stwierdzić, że jest oszczędniejszy (relatywnie nawet dużo oszczędniejszy). Ale to już wszystko. Jeśli więc Mazda bez diesla (a nie ma już wielu możliwości z dieslem), to prosty silnik benzynowy, w modelu 3 więc 122-konny. Ale jeśli po prostu auto z silnikiem ok. 180-190 KM, to albo diesel (nawet 150 KM wystarczy), albo hybryda. I w przypadku nowej generacji hybryd Toyoty, wystarczy nawet… 122-konna 1.8. Będzie i tak zrywniejsza, a po mieście zamiast ok. 8 l/100 km będzie brać ok. 4.
Ale wciąż Mazda 3 pozostanie wyznacznikiem najwyższej klasy i jakości wykończenia w klasie kompaktowej, żaden z niemieckich kompaktów premium nie ma z nią szans. Ale coś za coś…