328 Views 0 Ratings Rate it

https://www.youtube.com/watch?v=mmSPvHiDYvo&feature=youtu.be

Future is now, old man…

Doczekaliśmy się kolejnej propozycji elektrycznej z Dalekiego Wschodu. Dopiero co oburzałem się, że Polska nie dostanie Hyundaiów Kona (model, który polaryzuje potencjalnych nabywców designem, bo jest awangardowy i mocno nietuzinkowy, choć pod tą dyskusyjną stylistyką kryje się technika Hyundaia i30/Kii Ceed osadzona na nieco skróconej platformie Kii Niro) w wersji czysto elektrycznej, bo za wiele się ich sprzedaje w Skandynawii i USA – w efekcie auto testowe było, ale ceny nawet nie próbowano wymyślać, bo po co. Ale pierwsze wzbudzenie minęło, Skandynawowie najwyraźniej nie są aż tak napaleni na Konę i oto jest i u nas. Wściekle droga, ale to znakomite auto o wybornych osiągach i zasięgu, więc – biorąc pod uwagę bonus od państwa (do 36 000 zł) – nabywcy się znajdą.

Ale Koreańczycy nie kucają na robocie i oto na rynek wjechał wczoraj oficjalnie (na do mojego garażu tydzień temu) nowy wariant znanej już od 2016 roku Kii Niro – po hybrydzie i hybrydzie plug-in w pełni elektryczny. Żeby wszystko było jasne – tym razem to Niro wzięło od Hyundaia Kona technikę, bo cały elektryczny zespół napędowy przełożono właściwie jeden do jednego z „niejednojajowego bliźniaka” z koncernu.

W efekcie mamy teraz do wyboru także Kię z silnikami elektrycznymi o mocach 136 i 204 KM (odpowiednio z bateriami 39 kWh i 64 kWh) o momencie obrotowym 395 Nm (oba identycznie). Słabszy ma zasięg wg WLTP 289 km, mocniejszy – 455, do 100 km/h rozpędzają się odpowiednio w 9,8 i 7,4 s. Prędkość maksymalna (teoretyczna, bo homologacja może to zmienić) wynosi odpowiednio 155 i 167 km/h.

Ceny są na razie nieznane, ale należy przyjąć, że poniżej 135-140 000 zł nie zejdą (minus bonus oczywiście).

Sam samochód różni się od pozostałych wariantów Niro tylko napędem i grillem – tu zabudowanym – pomijając oczywiście detale stylistyczne, które jest w stanie dostrzec i odpowiednio opisać kolorystycznie tylko artysta lub kobieta. Poza tym auto jest takie samo: mile przestronna kabina i co najmniej bardzo dobrej ergonomii i jakości wykończenia na przyzwoitym poziomie (choć twardych tworzyw jest tu zbyt wiele), a kanapa ma nie do końca przemyślane ustawienie siedziska. Bagażnik ma zaledwie przeciętną pojemność jak na kompakt, ale jest w zupełności wystarczający na co dzień.

A jak się tym jeździ? Podobnie jak Hyundaiem, a więc niezwykle sprawnie i szybko – no i w niemal absolutnej ciszy. Tylko „niemal”, bo typowe dla elektrycznych napędów dźwięki da się wysłuchać – plus odgłosy „równoważenia bilansu termicznego”, czyli chłodzenia baterii.

Zasięg rzeczywisty – co może dziwić – prawdopodobnie będzie bardzo zbliżony do obiecywanego. Moje zużycie energii przy dość entuzjastycznej jeździe po Warszawie i obwodnicy oscylowało między 15 a 20 kWh/100 km, średnio niech będzie 17 – więc przy 64 kWh pojemności baterii mamy minimum 380 km. A to już poważny zasięg, pozwalający myśleć o elektrycznym samochodzie w kategoriach zdatnego do normalnego użytku – jadąc oszczędnie, spokojnie dociągniemy na „jednym baku” z Warszawy do Gdańska. A jeśli trzeba gdzieś dalej, e-Niro jest przystosowane fabrycznie do ładowania prądem 7,8 kW, co pozwala w 40 minut uzyskać 80-procentowe napełnienie akumulatorów.

Tylko żeby ładowarki były…

previous arrow
next arrow


328 Views 0 Ratings Rate it

Search
Watch Later
Share on facebook
Share on twitter
Share on googleplus
Share on pinterest
Share on facebook
Share on twitter
Share on googleplus
Share on pinterest
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later
Watch later