&feature=youtu.be
Wreszcie i SUV!
Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że Wrangler to król off-roadu. Wśród aut produkowanych wielkoseryjnie tylko Wrangler (i może jeszcze malutkie, ale szaleńczo dzielne Suzuki Jimny) potrafi wprost z taśmy produkcyjnej wyjechać na najstraszniejszy szlak off-roadowy świata, 22-milowy Rubicon Trail, i pokonać go w świetnym czasie 12 godzin.
Także najnowsze wcielenie tego modelu nie utraciło nic ze swej legendarnej dzielności terenowej, niektóre parametry nawet poprawiając, by pokonywanie najdzikszych wądołów było jeszcze łatwiejsze. Ale nie tym Wrangler A.D. 2019 ma ująć nowych klientów i zachwycić dotychczasowych. Tym, co obiecywał Jeep od roku, było swego rodzaju „ucywilizowanie” Wranglera tak, by zachowując swą duszę i charakter, stał się SUV-em w tym sensie, że jako auto do użytku na co dzień także w normalnym mieście i na ulicach mogli go określić także ci, którzy niekoniecznie marzą o wjeżdżaniu na niemal pionowe zbocza i którzy do pracy nie muszą jeździć w bród przez 80-centymetrowej głębokości rzeki. Owszem, lubią SUV-y, owszem, doceniają zdolności terenowe, ale nie marzą o sporcie przeprawowym od rana do nocy – i w nocy też.
Czy to się udało? Najkrótsza odpowiedź brzmi: tak. Nie w stopniu, o którym mogliby marzyć użytkownicy Jeepa Renegade'a, kowboje wielkich miast, ale udało się. Auto zaczęło się zachowywać na jezdni jak najlepsze SUV-y z końca XX wieku, tzw. „prawdziwki” w rodzaju Mitsubishi Pajero – czy, by zbyt długo nie szukać, jak Jeep Cherokee model XJ, ukochany przez off-roaderów „kanciak”. Czyli: przyzwoicie jedzie po asfalcie, nieco nerwowo reaguje na krótkie nierówności, za to te długie umie już całkiem cywilizowanie „wyprasować”, jest wystarczająco zwinny na miasto i naprawdę skutecznie hamuje. To ostatnie nawet na terenowych, klockowatych oponach, co przećwiczyłem sam zupełnie niechcący, gdy jakiś szaleniec w Volvo S60 T5 usiłował wyprzedzić 8 samochodów naraz i skończyło się na gwałtownym hamowaniu 6 z nich.
Poza tym mamy tu teraz zawsze świetny 8-stopniowy automat, automatyczną 2-strefową klimatyzację, LED-owe światła, skórzane obicia w kabinie (w tym całego kokpitu), świetne multimedia ze znakomitym ekranem, niezłe audio i cały szereg systemów wsparcia i ochrony. Porządny samochód.
Aby jednak żaden wielbiciel klasycznego Wranglera nie czuł się zagubiony w takim luksusie, wciąż nie ma podnóżka dla lewej stopy, przez co zapieranie się w terenie jest upiornie trudne, a na szosie szybko zaczynamy odczuwać dyskomfort. Kabina jest wciąż niedostatecznie wyciszona (choć Jeep twierdzi, że poprawił się co najmniej dwukrotnie), a wygoda foteli i pozycji za kierownicą raczej iluzoryczna.
Niemniej to już naprawdę współczesne auto nie tylko dla mieszkańców Sierra Nevada…
Nowy Jeep® Wrangler Unlimited MY18 Nowy Jeep® Wrangler RP18