Kolejna bariera pokonana
Koreańczycy już właściwie wszystkich przyzwyczaili do tego, że bez najmniejszych kompleksów nawiązują bezpośrednią walkę z najlepszymi europejskimi (niemieckimi) producentami aut – i w wielu dziedzinach już ich pokonują. Ale teraz – po wprowadzeniu w ubiegłym roku do sprzedaży modelu i30 N („N” jak tor Nürburgring, „Zielone Piekło”, czyli najsławniejsze i chyba najbardziej szpanerskie miejsce testowania samochodów sportowych), który wbrew prześmiewcom z marszu wskoczył na pozycję jednego z dwóch-trzech realnych rywali ikony hot-hatchy, Golfa GTI, teraz pokusili się o przeskoczenie kolejnej z barier, jakie stawiali im maniacy motoryzacji europejskiej. I idąc za ciosem, dla trzech swych bestsellerowych modeli wprowadzili na rynek specyfikacje N-Line, a więc fabryczny tuning optyczny i układu jezdnego oraz wyposażenia wzorowany na stylistyce swego hot-hatcha.
N-Line można dokupić do modeli i30/i30 Fastback oraz Tucson. Dziś testowałem i30 N-Line w wersji hatchback. I jestem nim zachwycony. Zachwycony, choć nie bezgranicznie: podoba mi się niesamowicie i z zewnątrz (fantastyczny wzór kół tylko dla tej specyfikacji!), i wewnątrz (sportowe fotele o wzorowym komforcie i piękne detale), ale zarazem zastanawiam się, dlaczego nie można tu mieć czujnika deszczu czy fotochromatycznego lusterka – a także skoro się do N-Line dopłaca 10 500 zł, czemu lampy główne full-LED są opcją.
Natomiast poza tym muszę stwierdzić, że żaden „M-Performance”, „S-Line” czy „AMG-Line” nie zaimponują już Koreańczykom. Opanowali kolejną „sprawność harcerską” i pokonali kolejną barierę na drodze do rywalizacji już nie tylko z Volkswagenem („R-Line”), którego sobie upatrzyli jako jedynego interesującego ich rywala. I… No cóż, powiedzmy to oględnie: Volkswagen to dostrzega w coraz boleśniejszy sposób…