Hyundai i20 Coupe 1.4
Spotkałem się z kolegą…
…bo kolega jest od tego i wypada czasem spotkać się z nim – śpiewał we wspaniałym bluesie Wojtek Waglewski. Właśnie tak było – spotkałem się z kolegą, a ten, zamiast zagaić o życiu, jak u Waglewskiego, od razu na mnie naskoczył: „Coś ty za ślicznym autkiem ostatnio jeździł? Takim buraczkowym!”
Wyobrażacie sobie? Facet w moim wieku, poważny człowiek, przedsiębiorca, samochodziarz i smakosz żywności wszelakiej, żonaty i dzieciaty – i ten gość nie dość, że nazywa Hyundaia „ślicznym”, to jeszcze potrafi tak precyzyjnie, po kobiecemu niemalże, określić jego kolor! Nie ma innego wytłumaczenia: autko zrobiło na Kubie piorunujące wrażenie.
Nie tylko zresztą na Kubie. Bo wszyscy już się chyba zdążyli przyzwyczaić, że koreańskie samochody awansowały do ścisłej czołówki w swoich klasach – ale żeby robić auta nie tylko dobre, ale w dodatku „śliczne”? No cóż, taka jest prawda: to kolejny samochód marki Hyundai (ale i Kia nie odstaje absolutnie), który narysowano tak, że zakochują się w nim Europejczycy. Już jako 5-drzwiowy hatchback jest super – ale jako coupe (to zupełnie inne nadwozie!) po prostu zrywa majtki. Również wnętrze jest bardzo estetyczne, choć z pewnością nie aż tak, jak karoseria – ale i tak wrażenie robi ogromne. Bo bez żadnych fajerwerków jest ładne, czyste, przejrzyste, zarazem poprawne, ergonomiczne. No i nie zapominajmy o jeszcze jednej cesze: jest bardzo dobrze wykonane. Nie, tu nie ma mowy o materiałach premium, choć sama deska rozdzielcza jest pokryta mile miękkim plastikiem o bardzo dobrej jakości fakturze. Ale wszystkie elementy wykonano z tworzyw na tyle wysokiej jakości, że nawet zarysowanie ich ostrym zrąbkiem klucza od mieszkania jest bardzo trudne – o dość typowych kłopotach wielu innych producentów (szczególnie francuskich…), gdzie paznokieć wystarczy, nie wspominając. No i spasowanie jest znakomite, podobnie jak wyposażenie. Ponadto jak na taką wielkość, zarówno komfort jazdy, jak i poczucie przestronności są zaskakujące: niczym w dobrym kompakcie!
Nie, oczywiście, że nie jest to samochód bez wad. Wciąż ma układ kierowniczy bez położenia środkowego (problem wszystkich aut koreańskich od wieków, nie istnieje tylko w topowych produktach, jak Hyundai Genesis i Equus oraz Kia K900) – w mieście to nie przeszkadza, ale w trasie powoduje konieczność ciągłego korygowania toru jazdy. No i choć Hyundai opisuje jego silniki niczym w poematach rycerskich, tak naprawdę nie ma tu czym jeździć. Owszem, jako rywale swoich odpowiedników w europejskich i japońskich autach o zbliżonych mocach (75-100 KM) jego silniczki są w zupełności konkurencyjne, ale… Jak nigdzie widać w tym przypadku, że Koreańczycy zdecydowanie za długo nie próbowali dogonić świata w dziedzinie nowoczesnych jednostek napędowych. Jednak podobno już za chwileczkę będzie nowy, 3-cylindrowy, litrowy silnik turbo o mocy 125 KM. Super. Czekam