Przebojem nie będzie, ale…
Nowy najmniejszy Hyundai jest drogi. Być może po prostu zbyt drogi – bo zaczyna się od kwoty, która u konkurencji wystarcza na spory, czterocylindrowy, 95-konny sedan klasy kompaktowej już z klimatyzacją. A za te same pieniądze Hyundai i10 to pojazd 4-miejscowy, z mikrym bagażniczkiem za małym nawet na codzienne zakupy i z litrowym, 3-cylindrowym silniczkiem o mocy zaledwie 67 KM.
Ale nie skreślajmy tak łatwo tego auta. Bo Hyundai najnowszym wcieleniem swego miejskiego malucha poszedł w zupełnie inną stronę, niżby można było się spodziewać. Koreańczycy nie chcieli kolejnego taniego podjezdka z i do pracy. Chcieli stworzyć autko owszem, miejskie, ale na tym koniec. To ma być pojazd tyleż wysokiej klasy, co – uwaga! – lajfstajlowy!
I wiecie co? Wcale nie przestrzelili. Bo i kolorystyka, i forma, i ekstrawagancja stylistyczna czynią zeń realnego rywala dla Fiata 500, iście wzorcową „przytulankę”. Tyle że Fiat 500 jest jeszcze bardziej podkręcony cenowo, a i pod względem wyposażenia będzie drastycznie odstawać od i10. Nie wolno też zapominać o „drobiazgu”: na długości niespełna 3,7 m Hyundai zdołał stworzyć przestronne i obszerne wnętrze, w którym cztery dorosłe osoby zasadniczo bez wyrzeczeń będą mogły pokonać nawet dość długie trasy. Wygodnie siedząc!
Tak naprawdę jest to niesłychanie dojrzałe auto, świetnie się prowadzi, ma bardzo dobre resorowanie, hamulce i układ kierowniczy – brakuje mu regulacji podparcia lędźwiowego i dostępności lepszego audio. Nie, przebojem nie będzie w sensie wielkiej liczny sprzedanych egzemplarzy. Ale na pewno będzie istotnym graczem w tej lidze.