https://www.youtube.com/watch?v=Gs8Z-wsRiAM&feature=youtu.be
Mnóstwo zmian w odpowiednim kierunku
Nie żebym był oszalałym fanem Edge'a – jest na to za mało podniecający stylistycznie. Ale bardzo go lubię, bo jest jakby większą, wyższą wersją Forda Mondeo, który należy do moich ulubieńców. W przypadku nowego pokolenia Edge'a muszę jednak powiedzieć, że samo „lubię” to zdecydowanie za mało. Bo zmiany, które Ford wprowadził pod blachy swego „kloca”, czynią zeń auto totalnie wyjątkowe.
Bo mimo swych rozmiarów, Edge prowadzi się niczym auto kompaktowe, i to bardzo usportowione. Zwinny, responsywny, szybki – a ćwiczyłem go w dwóch wersjach: dziwacznej, z manualną skrzynią i silnikiem 2.0 diesel 190 KM oraz z silnikiem biturbodiesel o mocy 238 KM i z automatyczną skrzynią. Oba okazały się niebywale szybkie, przy czym oczywiście ten mocniejszy jest po prostu demonem. Ale i słabszego nigdy bym nie określił jako słabego, nawet mimo że musi sobie radzić z wielkim i ciężkim samochodem. Oba dostarczają mnóstwo frajdy z jazdy, tym bardziej że Ford zapanował (nauczył się ewidentnie podczas opracowywania aktualnego Focusa, który jest mistrzem wyciszenia) nad hałaśliwością, nad dźwiękami o drażniących częstotliwościach oraz hałasami toczenia i aerodynamicznymi.
Znakomitą robotę wykonano w zakresie układu jezdnego: tylna oś, która w poprzednim modelu miewała „fochy”, tu jest po prostu doskonała – cicha, dość miękka, by zapewnić najwyższy komfort i tak świetnie poprowadzona w sensie geometrii, że pozwala na hulanki w typie właśnie Focusa.
Pewnie, zaraz ktoś powie, że kokpit trąci myszką. Może i tak. Ale za to jest doskonale przejrzysty i bardzo łatwy w obsłudze.
No i pojawiło się genialne audio Bang&Olufsen!