Audi RS 3 2016
High, higher!
Człowiek nauczył się wykorzystywać wiele różnych czynności, zjawisk i substancji do stymulacji swego układu dokrewnego tak, by osiągać stan zadowolenia lub jego kolejnych, wyższych stadiów. Część z nich poznałem osobiście – i najlepiej mi jest w stanie motoryzacyjnej ekstazy. Fakt, że jej uzyskanie jest niełatwe, kiedy się jest rozkapryszonym dziennikarzem motoryzacyjnym. Jest to tzw. syndrom starego ginekologa: nieważne, jak piękna by była kobieta, która się pojawia w gabinecie, on w niej widzi kolejną pochwę do zbadania – a najwspanialsze piersi kojarzą mu się tylko z ewentualnymi deformacjami wskazującymi na coś niepokojącego. Niemniej historia zna przypadki, w których i starzy ginekolodzy się zakochują w kobietach. Samochód, o którym tu piszę, jest motoryzacyjnym odpowiednikiem takiej kobiety, dla której stary ginekolog straci głowę. I jednym z najdoskonalszych narzędzi katapultujących na szczyt.
Audi RS 3 A.D. 2015 to w czystej postaci generator endorfin i wzrostu ciśnienia tętniczego (także w ciałach jamistych). Ma dosłownie wszystko, co jest potrzebne, by pozwolić swemu kierowcy na pobicie rekordu w długości trwania orgazmu ustanowionego przez świnię (pół godziny) – i to nawet o kilkaSET procent. Wystarczy, że gdzieś w okolicy jest kręta droga z choćby niezłym asfaltem. No i może też jakaś stacja benzynowa w zasięgu kilkudziesięciu kilometrów. Bo owszem, ten samochód jest relatywnie oszczędny jak na swe 5 cylindrów i 367 KM – i wszystko to, co potrafi – ale konie trzeba karmić, nawet jeśli mają anorektyczny apetyt (NIE MAJĄ, choćby red. Łukasz Bąk nie wiem jak się zarzekał. Kiedy się jedzie naprawdę ostro, RS 3 spala i pod 20 l/100 km. Choć średnia w okolicach 11 jest w pełni realna, warto to dopowiedzieć).
W każdym razie jest to pełnokrwisty samochód wyczynowy o niewiarygodnie zrywnym silniku z fenomenalnym brzmieniem (chyba nawet w dużej mierze prawdziwym, ale pies drapał, ważne że tak cudownie brzmi!), błyskotliwie szybkiej automatycznej skrzyni dwusprzęgłowej z wyczynowym oprogramowaniem, ekstatycznie bezpośrednim, ostrym jak skalpel układzie kierowniczym i genialnie inteligentnym napędzie na cztery koła. Prowadzenie tego kompaktowego hot-hatcha najprościej opisać jako po prostu doskonałe. Z pewnością nie jest ideałem dla tych, którzy lubią jeździć bokami, ale będzie nim dla tych, którzy lubią łamać prawa fizyki przez wymuszanie jazdy po trajektorii pozornie zupełnie nierealnej – bo Audi RS 3 umie się zachowywać na zakrętach jak rysik cyrkla przy wykreślaniu okręgu, i to przy prędkościach, przy których siła odśrodkowa wyrzuca kierowcę nawet z kubełkowego fotela sportowego.
A przy tym jest to wciąż nierzucający się w oczy, klasyczny hatchback: 5-drzwiowe nadwozie ma ogromny ładunek funkcjonalności, porządny bagażnik i zupełnie niezłe miejsca dla pięciorga. Pewnie, lepiej się tym jeździ we dwoje, a najlepiej w pojedynkę – ale jakby co, jest samochodem rodzinnym. Nawet relatywnie komfortowym w sensie zawieszenia – noooo… plomb z zębów nie wytrzęsie.
No i w dodatku – o czym chyba już kiedyś wspomniałem w którymś ze swych artykułów – ta marka potrafi wykonać i wykończyć samochód w taki sposób, że samo przebywanie w kabinie jest powodem do szczytowania. Pięknie, w wyśrubowanej jakości, funkcjonalnie, inteligentnie, ergonomicznie.
Jasne, Audi RS 3 nie jest pojazdem tanim. Ale wybrzydzanie (znów ukłon wobec starego – nie wiekiem, a stopniem stetryczenia – zgreda, Łukasza Bąka), że za jego cenę można mieć Porsche, jest – excusez let mot – pieprzeniem w bambus. Nie istnieje żadne Porsche, które jednocześnie jest tak funkcjonalne, tak się prowadzi, jest tak wyposażone i tak wykończone. Nie tylko „nie za te pieniądze”.
No i jeszcze jedno: zobaczywszy cię za kierownicą Audi RS 3, nikt nie będzie miał skojarzeń, z jakimi od wielu lat muszą żyć posiadacze Porsche czy Ferrari, niezależnie od wieku: że jest zastępstwem „płonącego konaru”… Nie. To jest dopełnienie. Boskie!