Audi A6/Avant/allroad `2015
Żeby się nie powtarzać…
Co by tu opowiedzieć o rodzinie A6, żeby się nie powtórzyć? Bo tak: że Audi jest najlepiej wykończonym samochodem premium w każdej klasie, już było – i z A6 jest tak samo, a może jest to nawet jeszcze bardziej wyraziste?
Że Audi wytwarza optymalnie skonfigurowane układy napędowe 4×4 (quattro) niezależnie od typu (silnik poprzeczny/wzdłużny), bez programowanej podsterowności w tych ze wzdłużnym i z rozsądną podsterownością w tych z poprzecznym, też było – a w A6 jest to aż dramatycznie prawdziwe. Ten samochód naprawdę aż się nie może doczekać, żeby spełnić każde życzenie kierowcy, nie próbując zarazem mu niczego narzucić.
Że daje frajdę z jazdy, jaką jeszcze 10 lat temu dawała tylko jedna inna marka (która teraz ma w wielu swych modelach kłopoty z tąże frajdą) – mówiłem, więc tylko dopowiem, że w żadnym wielkim samochodzie (a rodzina A6 to samochody naprawdę duże) nie znajdziecie takiej lekkości prowadzenia, takiej zwinności, ale bez śladu nerwowości.
Że dowolnej długości podróż w samochodzie Audi nie męczy, było. A A6 jest na samym początku listy aut, którymi chciałbym jeździć w trasę.
Że zawieszenia adaptacyjne i aktywne tej marki są fenomenalne, a pneumatyczne wręcz boskie – również. A6 to wzorzec w tej dziedzinie: resorowanie jest dokładnie takie, jak sobie życzy kierowca, a w dodatku w ogóle nie słychać pracy zawieszenia.
Było też, że system operacyjny/infotainment/connectivity MMI, choć świetny, bywa niepotrzebnie pokomplikowany. Ale i tak go oceniam na 6 z minusem, jako numer 2 w świecie samochodów.
Że nie lubię foteli S-Line, bo są nie dość komfortowe jak na tę markę, też.
Psiakrew, chyba już wszystko powiedziałem…
O, a może… Mówiłem już, że chciałbym mieć Audi? No dobrze, allroada może niekoniecznie, ale sedan lub Avant – natychmiast. To są naprawdę samochody, które warto mieć. I o których posiąściu warto pomarzyć. Szczególnie po teście. Albo w trakcie – o, tak najlepiej.