&feature=youtu.be
Bać się – to czasem frajda…
Wspaniałe nadwozie supersportowego coupe, znakomicie zestrojone wyczynowe zawieszenie, silnik od geniuszy z AMG i skrzynia od fenomenalnego ZF plus wyśmienicie wykończona kabina o niesamowitej solidności spasowania – to w największym uproszczeniu nowy Aston Martin Vantage.
Można na niego patrzeć z zachwytem, można się wsłuchiwać w ryk jego silnika, można opowiadać peany na temat jego konstrukcji i wspaniałego zespołu napędowego – a można też go podziwiać w niemym respekcie wobec nieprawdopodobnego potencjału tego auta. Ale jeśli dostaniesz szansę poprowadzenia tego Astona, pamiętaj, że najwyższym nakazem chwili – zgodnie z zasadami doboru naturalnego – jest respekt przed nieobliczalną potęgą. Bo ten samochód jest potęgą – i jest nieobliczalny w swej wszechogarniającej sile. 510 KM przy 6000 obr./min i 685 Nm w zakresie 2000-5800 obr./min przy zdolności doi skakanie po obrotomierzu z prędkością, do której umie się dostosować tylko elektroniczny wyświetlacz, fizyczna strzałka ma zbyt duży bezwład.
Niby masz uspokajającą świadomość, że góra elektroniki czuwa, by ten tygrys nie odgryzł Ci głowy, że mechanizm różnicowy tylnej osi ma zarówno zdolność do pełnej blokady, jak i do wektorowania siły napędowej, ale wszystko to zadziała z minimalnym opóźnieniem, tak ok. 0,1 s. Ale ta jedna dziesiąta wystarczy, by Vantage zdążył zarzucić tyłem nawet podczas jazdy na wprost z taką siłą, że jeśli nie będziesz skupiony akurat w tym ułamku sekundy, będziesz miał tylko jedną szansę na ratunek. A może i nie…
To nie jest jeden z tych dawnych Astonów, które miały boskie nadwozia i bajeczne silniki oraz wysmakowane kabiny, a służyły do powolnego defilowania po bulwarach do wtóru cudownego basowego dudnienia z wydechu. Aston Martin Vantage 2019 potrafi to wszystko, ale umie też o wiele więcej – jest de facto gotowym do natychmiastowego startu w wyścigu bolidem.
A to zasługuje na respekt.
Prowadząc go, bałem się. Ale to było przyjemne.