Walka o image, walka o markę
Volkswagen Jetta Hybrid
Volkswagen nawet nie próbuje ukrywać, że stworzył ten samochód głównie z myślą o rynku amerykańskim. Sedan, benzyna, hybryda, turbo – tam te słowa są słowami-kluczami. W Europie hybrydy niespecjalnie się sprzedają, nawet jeśli niektóre państwa wprowadziły wyjątkowo zachęcające zachęty podatkowe. Ekologię na Starym Kontynencie rozumie się ciut inaczej – jednak nowoczesny diesel daje więcej, a kosztuje mniej.
Niemniej hybrydy dostępne są i u nas. Ale VW chwali się, że to jest turbohybryda. Czyli że silnik benzynowy jest podwójnie doładowany – turbinowo, bo podstawową jednostką jest tu mój ulubieniec 1.4 TSI (tu rozwija aż 150 KM) i elektrycznie. To drugie doładowanie ma to do siebie, że może pracować niezależnie od doładowywanego silnika – na samych elektronach da się tu przejechać nawet dwa kilometry! Elektryczny silnik rozwija nieco ponad 27 KM, za to aż 150 Nm, które potrafią dać potężnego „kopa”, gdy kierowca poprosi Jettę o „całą naprzód”, wbijając prawą stopę w podłogę.
I tym jest w stanie sporo ugrać na rynku amerykańskim. A ma tam pewien problem wizerunkowy: z Volkswagenów znane są Garbus i Golf. A i te są traktowane jak egzotyka. Przebijanie się przez mur „nieznanej marki” potrwa jeszcze chwilę – choć skutki już powoli widać, Jetta jest w tej chwili już na 11. miejscu pod względem sprzedaży hybryd w USA. A sama Toyota oferuje tam aż 5 modeli z takim napędem. Wszystkie one są przed Jettą, jak też Hyundai i40 i Kia Optima plus dwie Hondy i jeden Ford. Łatwo nie będzie. Nie dziwi więc, że na tamtym rynku Jetta Hybrid ma jakby mniej zaporową cenę: niespełna 25 tys. USD w porównaniu z naszymi 123 tysiącami – to robi wrażenie. No, ale u nas to tylko kwestia image’u: Volkswagen pokazuje, że taki model ma. Ale o klienta bić się nie zamierza.
Marzec 2013