Audi Q8 50 TDI quattro

Avatar Maciek Pertynski | 01/10/2018 754 Views 0 Likes 4.67 On 3 Ratings

754 Views 4.67 On 3 Ratings Rate it

&feature=youtu.be

Problemy pierwszego świata

Fantastyczny samochód: ogromny SUV o gigantycznym wnętrzu i wspaniałej funkcjonalności, ale coupe. O pięknej linii i takim ładunku testosteronu, że bez wyjątku każdy jego kierowca po prostu MUSI poczuć się niczym pogromca tygrysa syberyjskiego. A dokładnie tego chcą klienci!

Ale klienci chcą też wyjątkowości, ekskluzywności. I oczywiście Q8 im to daje. Wszystko, co najlepsze – i za straszną cenę. Nie, nie aż kosmicznie absurdalną, jak chce Lamborghini za bliźniaka Q8 – Urusa, ale wystarczająco wyśrubowaną, by postawić auto poza zasięgiem 99% fanów. Wyjściowa cena to 369 tysięcy złotych. I za te pieniądze wciąż nie dostaniemy ani przesuwnej tylnej kanapy, ani wentylacji foteli, ani pneumatycznego zawieszenia. Po skonfigurowaniu auta w takiej specyfikacji, którą fan-koneser uzna za godną, łatwo otrzeć się o… 700 000 zł! Bo testowany egzemplarz – za 550 000 zł – wciąż nie miał Night View, wentylacji foteli ani masażu, cyfrowego radia, topowego systemu audio… A tylko ten ostatni to 35 000 zł! I wymusza zamówienie jeszcze panoramicznego szyberdachu (ten w testówce jest).

Niech mi nikt nie tłumaczy, że chodzi o personalizację. Personalizacja to kolor, skóra, felgi (a tu potrafią one kosztować… 22 000 zł) – ale przecież, podobnie jak w przypadku wszystkich samochodów z kategorii topowych SUVów, każdy poważny klient zaznacza z góry na dół wszystko, często nawet z indywidualnym odcieniem lakieru, czego cena jest dopiero przedmiotem negocjacji. Tak fantastyczny, ekskluzywny samochód powinien być oferowany tak właśnie, jak Lamborghini Urus: we właściwie pełnej specyfikacji. Co z tego, że będzie to (dla Lambo) 1,2 mln zł? Przynajmniej wiadomo, że mamy do czynienia z towarem z najwyższej półki!

A mamy do czynienia właśnie z takim towarem. Obłędne wykończenie, wspaniała ergonomia, genialny komfort (w tym akustyczny na poziomie limuzyn klasy A8), obłędne technologie z każdej dziedziny, fantastycznie sprawne zawieszenie pneumatyczne z aktywnym kasowaniem wychyłów – i w przypadku tego silnika za cenę spalania średniego 8,8 l/100 km!!!

I tylko oprogramowanie skrzyni biegów i silnika powinny być „ostrzejsze”, bo mimo 286 KM i 600 Nm tu nie da się – jeszcze bardziej niż w bliźniaczym technicznie Volkswagenie Touaregu – wdepnąć w podłogę i wpędzić w kompleksy wszystkich wokół, bo przez niemal sekundę od wciśnięcia gazu nic się nie dzieje. A przecież nawet jeśli jest to objaw dość zrozumiałej przy tej wielkości silnika (i auta) dziury turbinowej, to do diaska, mamy tu 48-woltową instalację elektryczną i tzw. Mild Hybrid system, czyli swego rodzaju „dopalacz” w postaci silnika elektrycznego, zwykle zajmującego się tylko odzyskiwaniem energii z jazdy wybiegiem lub odpalaniem silnika wygaszonego przez system start-stop, ale jako że jest połączony z silnikiem paskiem wieloklinowym niczym napędem rowerowym, jest w stanie w chwili potrzeby „wrzucić” na wał korbowy silnika dodatkowych 60 niutonometrów. A nie, bo nie! To po co?

Do poprawki!

Także pneumatyka, która potrafi zadziwić sprawnością i zdolnością do zmiany charakteru z off-road na sport lub na komfort, w trybie komfort powinna być nieco bardziej harmonijna – bo na krótkich nierównościach poprzecznych hałasuje. Tylko i aż tyle.

Jasne, wszystko to są tzw. problemy pierwszego świata. Ale w takiej marce, w tak ważnym modelu – i za takie pieniądze…


754 Views 4.67 On 3 Ratings Rate it