Porsche Macan Diesel
Takich zwierząt nie ma…
Tytuł jest cytatem z książki „Wyprawa Kon-Tiki”. Tak reagował jeden z załogantów tratwy za każdym razem, gdy pokazywano mu kolejny okaz fauny Pacyfiku, jakiego nie znała nauka, co oznaczało „Przecież to niemożliwe, żeby coś takiego istniało!”. Dla mnie to też nie pierwszy taki okrzyk – mam tak właściwie przy każdym kontakcie z produktami Porsche.
Ten wyjątkowy produkt jest wyjątkowy nawet wśród wyjątkowych pojazdów, jakimi są samochody Porsche. Bo „takich zwierząt nie ma!” Nie trzeba być samochodziarzem, by wiedzieć, że samochody wysokie, mające środek ciężkości wyżej od „normalnych”, są niestabilne w ostrych zakrętach, bo wysoki środek ciężkości przechyla je i wynosi na zewnątrz łuku niczym wielkie, odwrócone wahadło. Nie trzeba być ciężarowcem, żeby wiedzieć, że im większa masa, tym większa bezwładność, tym trudniej namówić rozpędzony samochód, by zmienił kierunek ruchu lub prędkość wytracił (albo wręcz przeciwnie, przyspieszył). I nie trzeba recytować na każde życzenie fizycznych formułek, by zdawać sobie sprawę, że koń mechaniczny to koń mechaniczny, a niutonometr to niutonometr – sztuka się liczy, i że auto z silnikiem rozwijającym określoną moc i moment obrotowy przy konkretnej masie i konkretnej wielkości może mieć tylko osiągi wyznaczane przez funkcję tych danych.
Nie trzeba też być fanem Porsche, by wiedzieć, że inżynierowie tej marki mają w nosie wszystkie powyższe problemy. W ich przypadku hasło jest o wiele prostsze: Porsche to Porsche. Ma jeździć jak Porsche i koniec. Nieważne, że to SUV, że jest wielkości lokomotywy i ma masę niewiele mniejszą od tejże lokomotywy – dowiedli tego już w gigantycznym modelu Cayenne, którego nie cierpię, ale którego nie mogę nie podziwiać za niewyobrażalną (nie tylko „jak na takie auto”) zwinność, szybkość, sprawność i trzymanie drogi. Ale po trwającym tydzień i 1500 km kontakcie z nowym modelem SUV-a – Macanem – z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Cayenne to zwykła taczka w porównaniu ze swym mniejszym „braciszkiem”. Powiem więcej: nie dziwię się, że cała produkcja Macana jest wyprzedana na rok z góry i kolejka wciąż się wydłuża, a Porsche dobudowuje w Lipsku drugie tyle fabryki, co ma tam już. Bo choć jej produkcja wystarczała do zaspokojenia popytu na trzy inne modele, od kiedy do sprzedaży wszedł Macan, trzeba wprowadzić całodobową produkcję i zwiększyć możliwości wytwórcze trzykrotnie. A i tak będzie mało.
Porsche jest znane z produkowania samochodów będących cudami techniki, niemal zaprzeczających wielu prawom fizyki – a z pewnością umiejętnie te prawa obchodzących. Ale jak się robi auto za milion euro, auto o wysokości siedzącego psa (i to wcale nie syberyjskiego mastyfa, co koniom dorównuje), auto rozpłaszczone niczym bolid F1 – to całkiem łatwo uzyskać fantastyczne trzymanie się drogi w szybko pokonywanych łukach. Jak się robi kosztujące milion złotych, ogromne kombi osadzone 30 cm nad ziemią i wyposażone w genialny czteronapęd i monstrualne silniki biturbo, to łatwo uzyskać pojemne nadwozie i spore zdolności terenowe. Jak się robi za pół miliona złotych dwumiejscowy samochodzik sportowy z centralnie umieszczonym silnikiem, to łatwo o zwinność łasicy i wrażenie, że auto się zrasta z kierowcą i odczytuje jego myśli; autko, które z lekkością gokarta skacze w przód przy każdej prędkości.
Ale jak to wszystko ze sobą stasować i zrobić dużego SUV-a, który prowadzi się jak kompaktowy „hot hatch” w typie Golfa GTI, zapewnia komfort jazdy sporego rodzinnego kombi, zachowuje stoicki spokój przy nawet najwyższych prędkościach i łyka zakręty na każde żądanie kierowcy, niemal z góry wiedząc, czego ten będzie chciał, a przy tym nie boi się nawet paskudnych bezdroży? W dodatku sprawiając wrażenie, że w marce Porsche zupełnie inaczej liczy się konie mechaniczne i niutonometry, te pod maską Macana zachowywały się bowiem, jakby były o połowę mocniejsze…
Nie wiem. Nie rozumiem tego. Ale tak jak nie cierpię ciasnych kabin i kabrioletów, a roadster Porsche Boxster jest moim marzeniem, tak i przy mojej ogromnej niechęci, graniczącej z obrzydzeniem, wobec SUV-ów, Macana mógłbym mieć natychmiast i cieszyć się każdą kolejną chwilą spędzoną za jego kierownicą. Mimo że wciąż jest tu najgorszy system multimedialny w całej rodzinie Grupy Volkswagena, mimo że wciąż do wykończenia cudownej konsoli środkowej między fotelami stosuje się plastik nieudolnie udający metal, i mimo że wspaniała, fantastyczna wręcz kierownica z wreszcie ergonomicznymi przełącznikami i pięknymi, funkcjonalnymi łopatkami biegów jest wykończona plastikiem tak tandetnym, że od samego jego dotknięcia dłonie dostają alergii. Właściwie nawet już zacząłem liczyć, ile by wyniosły raty leasingowe za takiego Macana…
Mam nadzieję, że Porsche nie poprzestanie na swoim obecnym portfolio i zaproponuje np. kompaktowego hot hatcha. Wtedy nie będę czekał ani chwili i natychmiast sobie takie auto kupię.