Range Rover Sport
Zdeklarowany
Osiem cylindrów w dieslu, góra koni i niutonometrów, luksus pod niebo i…
Nie, ta wersja mnie do siebie absolutnie nie przekonała. RR Sport to oczywiście (jak na SUV-a) auto wspaniałe, charakterem plasujące się dokładnie na przecięciu cech Audi, BMW, Mercedesa i Porsche – czyli to coś dla koneserów. Co istotne, to jest nie tylko ultraluksusowe auto (wykracza daleko poza ofertę rywali, którzy przecież nie słyną ze skromności…), ale też samochód naprawdę usportowiony, ale i prawdziwie terenowy. Nie przejedzie tylko przez taki teren, w którym jego ogromna masa położy go na brzuchu. Wystarczy o tym pamiętać. Po asfalcie prowadzi się jak skrzyżowanie latającego dywanu z pojazdem sportowym. Leciutko przemyka nad nierównościami, a na zakrętach wgryza się w podłoże – choć na ruchy kierownicy reaguje z opóźnieniem za dużym, by zasługiwać na miano konkurenta dla BMW X3, o Porsche Macanie nie wspominając.
Jest dostępny w 5 wersjach silnikowych – trzech dieslowskich i dwóch benzynowych. Wszystkie zapewniają fantastyczne osiągi, a jeden – nawet niesamowite doznania (5-litrowy kompresorowiec o mocy 510 KM). Miałem możliwość porównania dwóch diesli: bazowego, 258-konnego V6 oraz topowego, 335-konnego V8 4.4. Te dwie wersje dzieli 120 tysięcy zł i… I chyba tylko świadomość, że ma się pod nogą V8. Subiektywnie odbierane, osiągi się nie różnią, za to cena i spalanie – owszem.
A tak w ogóle jeśli wierzyć pracownikom importera marki, w tych samochodach tylko jeden silnik zasługuje na określenie „odpowiedni”: 5.0 S/C.
Niemniej jest to po prostu niesamowity pojazd. I mam na myśli coś więcej niż tylko jego ogrom (a przecież jest dopiero na 3. miejscu od góry w rodzinie). To coś więcej niż samochód. To deklaracja.
Nieprawdopodobnie wyśrubowana jakość i materiałów, i spasowania. W przeciwieństwie do większych Range Rovera i Land Rovera, tu jest normalna dźwignia biegów